Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

sobota, 14 stycznia 2017

[Marvel] Razem (Pietro x Wanda Maximoff)

Z komory naświetlań dobiegała cała symfonia bólu i krzyków: na tle wysokiego pisku odcinały się wrzaski jego siostry, przerywane gdzieniegdzie z trudem tłumionymi szlochami i różnie zabarwionymi żądaniami, że:
- Chcę do mojego brata! Dajcie mi zobaczyć się z bratem!
Nie padła na to żadna odpowiedź od eksperymentatorów. Pietro mógł sobie doskonale wyobrazić, jak stoją tam niewzruszeni patrząc jedynie w swoje notatki, minutniki, ekrany. Zacisnął palce na kratach w okienku swojej celi, poważnie zastanawiając się, czy gdyby uderzył w nie ramieniem z pełną prędkością, to by się poddały, czy tylko bezsensownie wybiłby sobie bark? Doszedł do wniosku, że pewnie to drugie. Wtedy znów dotarł go krzyk bólu Scarlet, gdy porazili ją prądem, i ogarnęło go takie uczucie beznadziei i bezsilności, że całkowicie odebrało mu siły; opadł na kolana na twardą posadzkę i skrył twarz w dłoniach.
Po długim, bardzo długim czasie, wszystko ucichło. Scarlet pewnie właśnie w tej chwili wisiała na swoich więzach na lekko uniesionym stole, łapiąc oddech po kilku prawie zawałach serca, próbując opanować rozdzierający ból głowy. Pietro doskonale znał ten moment. Strucker kazał zabierać ich na zmianę co kilka dni na sesje naświetlań, podczas których jego naukowcy robili wszystko, żeby ich złamać – strach i ból podobno pomagały osiągnąć dobre wyniki. Być może dzięki temu Pietro i Scarlet wciąż żyli. Albo może dlatego, że krew w ich żyłach nie była zwyczajna sama z siebie. W końcu postanowili poddać się tym eksperymentom właśnie po to, by zwiększyć swoje moce; a poniekąd też dlatego, że mieli dach nad głową i pełne żołądki. Mimo wszystko Pietro zastanawiał się, czy Scarlet żałowała tej decyzji tak samo, jak on. Żadne z nich nie spodziewało się, że ich rozdzielą. Niby byli w sąsiednich celach, niby udało im się wyłuskać w ścianie wystarczająco dużą wyrwę, żeby mogli dotknąć się opuszkami palców, niby rozmawiali każdego dnia... ale to jedynie bardziej przypominało im, jak daleko tak naprawdę są.
Zerwał się na równe nogi, gdy usłyszał, że prowadzą ją z powrotem do celi. Musiał ją zobaczyć, upewnić się, że żyła, że nic się jej nie stało... W końcu ją dostrzegł. Powłócząc nogami, szła na wpół ciągnięta przez strażników, gdy jeden z lekarzy dreptał obok, licząc jej tętno. Głowa co chwila opadała jej na pierś, jakby była zbyt ciężka, by ją unieść.
- Scarlet... – wyrwało mu się z bólem. Na dźwięk jego głosu Wanda poderwała twarz i spojrzała wprost na niego.
- Puśćcie mnie! – wrzasnęła z zupełnie nową siłą. Strażnicy mieli poważne problemy, by utrzymać ją w miejscu. Z drugiej strony korytarza już słychać było tupot stóp kolejnych. – Chcę do Silvera! Natychmiast dajcie mi się z nim zobaczyć!
- Scarlet! Uspokój się, proszę... – błagał ją przez to niewielkie okienko, ale nie był nawet pewien, czy go słyszała ponad hałasem własnych wrzasków, okrzyków strażników i nawoływania lekarza, dyrygującego nimi, by ją opanowali. W czyjejś ręce błysnął paralizator, gdzieś indziej ktoś wyjął pałkę. Scarlet też musiała to dostrzec, bo nagle wpadła w ten sam szał, który znał bardzo dobrze z czasów, gdy byli dziećmi.
- Nie! Wanda, nie rób tego! – krzyczał, ale bezskutecznie. Scarlet z rykiem wściekłości odrzuciła od siebie tych strażników, którzy dotychczas ją trzymali, po czym ruchem ręki cisnęła jednym z nich o ścianę. Palce drugiej dłoni przyłożyła do czoła lekarza, który właśnie próbował jej wstrzyknąć coś na uspokojenie – mężczyzna opadł na ziemię, zwinął się w kulkę i kiwał się w przód i w tył szarpiąc się za włosy. Strzykawka z jego dłoni niby to sama z siebie poszybowała ku jednemu ze strażników i wbiła mu się w tętnicę; z odłączonej igły siknęła jasnobarwna krew, szkarłatem tak podobna mocom Scarlet, że przez moment nie sposób było odróżnić, co dokładnie wisiało w powietrzu.
- Scarlet! Przestań, proszę, posłuchaj mnie! – Z każdym strażnikiem, który bezwładnie padał na podłogę, Pietro coraz bardziej bał się, że nie będą już próbowali jej pojmać, a po prostu zastrzelą ją z daleka jak wściekłego psa. Złapał w swoim własnym mózgu myśl, że Scarlet rzeczywiście do złudzenia przypomina teraz wściekłego psa i już tylko, zamiast do niej krzyczeć, oparł się czołem o kraty i zacisnął powieki. Po jego policzkach natychmiast spłynęły ciepłe łzy.
Coś świsnęło w powietrzu. Rozległ się przeszywający wrzask Scarlet. Silverowi serce zatrzymało się w piersi. Jej krzyk jednak nie ustał ani nawet nie ucichł, tylko trwał tak wściekle przy akompaniamencie kroków biegnących w jej kierunku. W końcu Pietro zmusił się, by otworzyć oczy. Strażnicy wystrzelili w Scarlet jakąś misterną, skomplikowaną siatkę, która owinęła się wokół niej jak bandaż, a zanim Wanda w swoim stanie umysłu zdołała znaleźć sposób, by ją z siebie zdjąć, strażnicy już ją obskoczyli i związali tą siecią jak baleron. A gdy zdała sobie sprawę, że nie ma sensu dalej walczyć, odprowadzili ją do celi. Nawet nie spojrzała w kierunku Silvera.

Po czasie, który dla Silvera był całymi wiekami, gdy zniknęły promienie światła wpadające przez małe okienko, a zamek pogrążył się w ciszy... w końcu coś ruszyło. Pietro spędził cały dzień przy dziurze w ścianie, wypatrując choć odrobiny czerwieni, ale Scarlet musiała zwinąć się w jakimś kącie, w którym nie była widoczna i nie ruszać się ani o cal. Silver nawoływał do niej przez pierwszą godzinę, ale gdy nie usłyszał nawet głębszego oddechu w odpowiedzi, dał sobie na spokój.
W końcu jednak przyszli. Strażnik otworzył drzwi jego celi jednym zamaszystym ruchem, a sam Strucker wkroczył do środka. Pietro przysięgał sobie, że gdy tylko otworzą drzwi, wyrwie się stamtąd choćby i samą siłą nienawiści, ale gdy go zobaczył, czuł jedynie zaskoczenie. Od ich pierwszego, wspólnego naświetlania, kiedy to przekonał się, że ich nowa formuła działa, Strucker nie pojawił się nawet w ogólnej okolicy ich obojga. Skoro stawił się osobiście teraz, musiało stać się coś poważnego. Zaskoczenie w ułamku sekundy przerodziło się w przerażenie. Silver zerwał się na równe nogi szybciej niż ktokolwiek mógłby dostrzec, i podskoczył do Struckera.
- Czyzmojąsiostrąwszystkowporządku? – wyrzucił z siebie, ale Strucker przeraźliwie powolnym w jego oczach ruchem odsunął go od siebie na wyciągnięcie ręki. Silver odstąpił krok, z trudem opanowując przyspieszony ze strachu oddech.
- Wandzie nic nie jest – odparł Strucker swoim spokojnym głosem. Silvera szlag trafiał za każdym razem, gdy musiał czekać całą wieczność na jego kolejne słowo. – Poza tym... że coś się w niej złamało. Przestała reagować na jakiekolwiek bodźce. Jeśli jej szybko z tego nie ockniemy, całe nasze wysiłki pójdą na marne.
Oczywiście, że to tym się przejmujesz, sukinsynu, pomyślał od razu Pietro, ale nie podzielił się swoimi przemyśleniami ze Struckerem. Ten spojrzał na niego badawczo znad okularów, długo, jak zawsze, aż w końcu powiedział to, co Silver chciał usłyszeć od tak dawna:
- Teraz zabierzemy cię do niej. Być może spotkanie z tobą ją z tego wyciągnie.
Każdy krok trwał godzinę. Silver czuł, jak coś wewnątrz niego buzuje, by się wydostać, by popędzić do celi obok i w ułamku sekundy znaleźć się przy siostrze. Jedynie przeświadczenie, że gdyby coś takiego zrobił, mogłoby im wpaść do głowy ukarać też jego i nigdy by już nie zobaczył Scarlet, pozwoliło mu utrzymać to w ryzach. Minęła kolejna wieczność zanim w końcu stanęli przed drzwiami do jej celi. Strucker wydawał mu jakieś instrukcje, ale jego flegmatyczny głos niknął gdzieś w tle wraz z odległym buczeniem maszyn i nawoływaniami strażników. W końcu jednak otworzyli drzwi. Nagle cała szybkość z niego uszła i zupełnie zwyczajnym tempem wkroczył do celi Scarlet.
Wciąż spętana dziwaczną siecią, siedziała oparta o zagłówek łóżka i jedynie wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń, czy może jakąś niewidzialną scenę, którą rozgrywała w głowie. To było tak, jakby wyrwała sobie serce. Patrzyłam, jak gasła... Którejś nocy położyła się i już nigdy nie wstała. Pietro wytrząsnął głos Mamy z głowy. Kiedy to wszystko wzięło w łeb? Doskonale wiedział kiedy; łatwiej jednak było o tym nie myśleć niż zmierzyć się ze wspomnieniami.
- Scarlet? – szepnął, zbliżając się do niej wręcz boleśnie powoli. Nie chciał jej spłoszyć. Mimo że zdawał sobie sprawę, jak idiotycznym jest tak myśleć, Scarlet do złudzenia przypominała spętane, przerażone zwierzę i dosłownie nie chciał jej spłoszyć. Mogłaby zrobić sobie krzywdę. Albo jemu. – Scarlet, to ja.
Nie odpowiedziała, nawet nie drgnęła; zawinięta w sieć, wciąż patrzyła się ponuro w dal jakby go tam w ogóle nie było. Do pełnego obrazu nieszczęścia brakowało tylko, żeby się kiwała w przód i w tył, ale być może to po prostu pęta ograniczały jej ruchy. Nie zareagowała nawet głębszym oddechem, gdy zaczął ją wyplątywać z sieci i mocnymi, prędkimi szarpnięciami rozrywać włókna tam, gdzie nie mógł znaleźć końcówek. Teraz widział, że wiele z nich pękło pod wpływem jej własnych wcześniejszych prób, ale usiłowała się wyrwać zbyt chaotycznie. Na tę sieć był sposób, i gdy Pietro go znalazł, wyciągnął z niej siostrę w ciągu kilku sekund.
Wtedy dopiero Scarlet uniosła na niego wzrok tak, jakby go widziała po raz pierwszy w życiu. Pietro ujął jej dłonie, ucałował jej palce, a ona przesunęła opuszkami po jego szorstkim policzku.
- Silver... – szepnęła z takim bólem w głosie, że Pietro nie chciał już nigdy jej zostawiać samej. Przygarnął ją do siebie aż przylgnęła do jego ramion, skamląc jak samotne szczenię.
- Nie, nie, Scarlet, kochana, nie płacz, już jestem, jestem tutaj – powtarzał, gdy ona próbowała jedynie nie szlochać za mocno, tak przyciśnięta do jego piersi, że ciężko mu było oddychać, a serce miał ściśnięte.
- Ale niedługo znów cię zabiorą – łkała. – A ja znów będę musiała kogoś... O mój Boże, zabiłam kogoś, prawda? Ktoś zginął, gdy ja... – Jej dalsze słowa zagłuszyły desperackie, rzężące oddechy. Silver ujął jej ramiona i skierował na siebie jej twarz, żeby go posłuchała, gdy szeptał słowa otuchy. Scarlet w końcu opanowała swój oddech i od razu wróciła do płaczu. – Dlaczego my to zrobiliśmy, Silver?... Znaczy, wiem dlaczego, oczywiście, ale dlaczego my to zrobiliśmy?
Pietro nie miał dla niej żadnej odpowiedzi, więc tylko tulił ją dopóki nie przycichła. Jak wiele złych decyzji, ta również wydawała się jedynym słusznym wyborem w ich ówczesnej sytuacji... Dwie sieroty na ulicy, w samym środku wojny, która już odebrała im całe życie, a i tak chwytała coraz więcej?... Tyle że nikt im nie powiedział, że ich rozdzielą.
Scarlet w końcu się uspokoiła – pięści, które zaciskała na jego bluzie, rozluźniły się i opadły, jej oddech powoli się wyrównał. Zwiotczała w jego ramionach jak lalka, wspierając się na nim kompletnie, aż Pietro musiał ją wciągnąć sobie na kolana, żeby nie leżała na chłodnej podłodze. Cierpliwie czekał, aż znów się odezwie, kołysząc ją lekko w ramionach.
Scarlet jednak milczała, nawet gdy podniosła się do pionu i wpiła głęboko w jego usta. Pietro przygarnął ją bliżej; nagle w pełni przypomniał sobie, jak bardzo za nią tęsknił. Jej palce zaciskały my się na ramionach, gdy usiadła na nim okrakiem, a jej zszargane włosy zakryły ich twarze przed wścibskimi spojrzeniami kamer. Przez moment w jego świecie nie istniało nic poza siostrą i jej spękanymi wargami, i jej wąską talią, i jej miękką skórą. Nie oparła mu się nawet gdy bezczelnie wsunął dłonie pod jej szarą prostą tunikę, pod jej szarą prostą bieliznę, do jej... Scarlet całowała go tak mocno i zachłannie, że ciężko mu było oddychać, ale myśl o niedotlenieniu była równie prędka, co jego sprint, i zniknęła mu z głowy w ułamku sekundy.
A potem zaczął się ból – czuł, że rozsadza mu czaszkę, jakby ktoś ściskał mu skronie w imadle w tym samym czasie, gdy obrzęknięty mózg próbował się wydostać na zewnątrz; Scarlet z szaleństwem w oczach pozwalała czerwonemu dymowi ściekać z palców i opanowywać jego głowę. Pietro szarpnął się słabo. Chciał krzyczeć z bólu, ale z rozwartego gardła nie wydobyło się nawet piśnięcie. Siostra miała nad nim całkowitą kontrolę, a on mógł tylko mieć nadzieję, że opamięta się zanim go zabije.
- Scarlet... – wychrypiał, ale w to jedno słowo musiał włożyć tyle siły, że czuł, że zdarł sobie struny głosowe.
- Ćśś... – szepnęła ona tylko, prosto w jego usta, znów zatapiając się w pocałunku, choć szeroko rozwartymi oczami obserwowała dym jak zahipnotyzowana. Silver z całej siły zacisnął palce na jej talii, aż jak przez mgłę usłyszał rozrywany szew, ale ona nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Nie zabije mnie, powtarzał sobie. Scarlet nigdy by mnie nie skrzywdziła. Nie...
A gdy już był pewien, że zaraz sam zrobi jej krzywdę, żeby tylko ból się skończył, że chwyci ją za włosy i pociągnie tak prędko, że złamie jej kark, aż spocznie bezwładnie w jego ramionach, że... Wszystko nagle ustało. Ból gdzieś zniknął jak przykre wspomnienie, zastąpiony najpierw przez obezwładniającą ulgę, a potem przez obezwładniającą przyjemność. Scarlet z przeprosinami na ustach powiodła palcami w dół jego szyi i to jedynie wystarczyło, by w dół kręgosłupa pognał mu taki dreszcz, że cały zesztywniał.
- Scarlet, coś ty narobiła... – rzucił resztką podnieconego oddechu, czując nagle, że nie może powstrzymać zachłannych dłoni i ust, że musi mieć jej jak najwięcej i jak najszybciej.
- Chcę, żebyś mnie wziął jak nigdy dotąd. – Jej głos, mógłby przysiąc, rozbrzmiał mu w głębi czaszki, gdy ich wargi splecione były w pocałunku zbyt pożądliwym, by można było choćby odetchnąć. Silver nie był już pewien, czy może sobie tego jedynie nie wyobraził, ale nawet gdyby chciał, nie mógł już powstrzymać ciała, które pognało naprzód zupełnie tak, jak kiedyś. W ułamku sekundy Scarlet była na kolanach, rzucona o łóżko, spoglądając na niego przez ramię z ekscytacją i pożądaniem w oczach. Całował ją, jej usta, jej szyję, jej ramiona obnażone prędzej, niż zdołała choćby sapnąć, jej... Napawał się nią tak, jakby umierał z pragnienia, a ona była studnią pełną świeżej, słodkiej wody.
Wiedział, oczywiście, że to była jej sprawka, że eksperymenty Struckera podziałały i dały jej jakąś nieludzką moc kontrolowania czyichś uczuć i myśli; moc, nad którą wyraźnie jeszcze nie do końca panowała, którą wciąż eksplorowała niczym ekscytujący, nieznajomy labirynt. Wiedział, bo i jego moce zwiększyły się pod wpływem niebieskich promieni, i jeśli on potrafił robić ze swoim ciałem nowe niesamowite rzeczy, nietrudno mu było sobie wyobrazić, że Scarlet umiała czynić niewyobrażalne. Jednak wszelkie myśli o tym, jak go zdradziła, wypróbowując ich na nim, zostały prędko zdławione przez to nienaturalne podniecenie, które go ogarnęło. Jego siostra stała się jednocześnie afrodyzjakiem doprowadzającym go do szaleństwa i ukojeniem dla jego zszarganych nerwów, i mimo jego własnych umiejętności nie mógł dobrać się do niej wystarczająco szybko.
Scarlet pojękiwała z cicha pod jego zachłannymi dłońmi, wijąc się we wszystkie strony, byleby tylko poczuć ich więcej, a gdy jego usta zeszły w końcu niżej i poczuła jego język we wszystkich słusznych miejscach, wstrząsnęło nią tak, jakby uderzył w nią piorun, i wypchnęła ku niemy biodra, błagając z cicha o więcej. Nie chciał kazać jej czekać, ale jednocześnie nie chciał odrywać się od jej słodyczy, a jednocześnie również czuł, jak unosi mu się coś i w środku, i nie tylko. Ze wszystkich stron szły sygnały, by zagarnąć jej więcej, a i Scarlet nigdy dotąd nie była tak dla niego otwarta – czy to ze strachu, że zostaną nakryci, czy z nieszczęścia, gdy stracili wszystko, a on szukał w niej pocieszenia; miał wręcz wrażenie, że to odosobnienie, któremu zostali poddani, i tylko po to, by cierpieli... że Scarlet zwyczajnie zatęskniła za... Myśli płynęły coraz wolniej, nienaturalnie wolno, szczególnie jak na niego, i przez to po chwili dopiero zdał sobie sprawę, że z jej palców znów płynie czerwony dym, że ciągnie go do przodu, ku niej, ku jej ustom... A gdy zatopił się między jej wargami, ona sięgnęła w dół i w kilku ruchach obnażyła go całego, a potem przyciągnęła go bliżej, by móc wziąć go w usta. Do Silvera przez to wszystko poniewczasie dotarło, że cerę miała bladą, czoło gorące i zroszone potem, a oczy, rozpalone, błądziły niewidzącym wzrokiem po całym jego ciele. Słabła, i nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Nie powinnaś była zużywać tyle mocy – szepnął na wpół do niej, na wpół do siebie, podciągając ją do góry, by odgarnąć jej włosy z twarzy i spojrzeć na nią uważnie. Do Scarlet jakby dopiero wtedy dotarło, jak wyzuta jest z sił i opadła lekko w jego ramionach, wtulając głowę w jego szyję, zdając się całkowicie na niego. Pietro owinął ramię wokół jej talii, nie mogąc się nadziwić, jaka głupia była.
- Dlaczego to zrobiłaś? – spytał cicho, a jego słowa ginęły jej we włosach.
- Nie chcesz mnie? – spytała bardziej niż stwierdziła. Jej głos wydawał się drżący i jękliwy, ale było to tak ulotne uczucie, że już po sekundzie Silver nie był pewien, czy sobie tego tylko nie wyobraził.
- Co ty, głupia... Siostra, masz dłoń tam, gdzie masz, i mówisz mi takie rzeczy? – Ale gdy nie odpowiedziała, a jej wzrok uciekł gdzieś w bok, gdy próbował spojrzeć jej w twarz, zrozumiał, że chodziło o coś więcej. – Oczywiście, że cię chcę, Scarlet. Cokolwiek zrobiłaś, zadziałało, ale na litość boską, nie mogę pojąć, dlaczego czułaś, że musiałaś to zrobić.
- Nie sądziłam, że będziesz mnie jeszcze chciał po tym, jak z... zabiłam tamtego czł... – Wtedy Pietro na siłę uniósł na siebie jej twarz i milczał dopóki nie spojrzała mu w oczy. Wydawała się rozpływać pod tym jego wzrokiem i przez tę krótką chwilę była znów jego dawną siostrzyczką, a zamiast w zamkniętej celi siedzieli na wykładzinie w ich pokoju w mieście, nasłuchując kroków Mamy krzątającej się piętro niżej, gdy całowali się niewinnie, oparci o jego łóżko. Scarlet wtedy tak się bała... Teraz wcale nie mniej. Jego wzrok mimowolnie opadł ku jej wargom i gdy zawinęła palce wokół jego dłoni przyciśniętych do jej gorących policzków, zupełnie tak, jak wtedy, Silver nie mógł jej się oprzeć. Jej wargi smakowały słono od łez, zupełnie tak, jak wtedy, a jednak były rześkie i słodkie, i już wkrótce Pietro zatapiał się między nimi coraz głębiej i coraz zachłanniej, aż jej ciężkie sapnięcia zaczęły sugerować, że w końcu choć na chwilę zapomniała o troskach. Podkasał jej szarą tunikę, szepcąc jej w usta:
- Usiądź na m...
- Nie. – Jej sprzeciw był tak pewny i silny, że Silver odsunął się tylko po to, by rzucić jej zaskoczone spojrzenie. Jej wzrok znów płonął, ale tym razem, myślał, bardziej pożądaniem niż gorączką; a potem opuściła sobie jego dłoń na talię, biodro... i jeszcze trochę niżej. – Nie chcę, żebyś się ze mną kochał. Chcę, żebyś mnie wziął, tak jak tylko ty umiesz.
- A jakie ty masz niby porównanie? – zadrwił jeszcze, ale przychylając się do jej prośby jednocześnie poderwał jej biodra do góry, aż wsparła się ciężko na krawędzi łóżka. Pozwolił sobie jeszcze przez chwilę wodzić wzrokiem i dłońmi po jej na wpół obnażonym ciele, ale Scarlet nie mogła już czekać i z niecierpliwym jęknięciem próbowała na oślep się na niego nabić, bezskutecznie. Jedyne, co poczuł, to jej ciągliwą wilgoć. Silver wtedy schwycił ją za szczękę, aż nie spojrzała na niego przez ramię, przycisnął się do jej ciała, drugą rękę splótł z jej i w końcu, umieszczony na jej progu, szepnął jej władczo do ucha:
- Teraz. Zrób to, sama.
Scarlet jęknęła w proteście, ale gdy trwał w bezruchu i zrozumiała, że się z nią wcale nie droczył, ugięła się pod presją. A gdy Pietro poczuł ten ucisk, to ciepło, za którym tęsknił od tak dawna, gdy usłyszał jej zdławiony sapnięciem jęk, gdy rozwierał ją powoli, rozkoszując się każdym calem, nieomal znów nie stracił zmysłów.
Scarlet drżała wyraźnie pod jego naciskiem, wsparta ciężko na łóżku; czuł, jak jej uda trzęsą się, przyciśnięte do jego własnych. Nie poruszał się jeszcze, chciał dać jej moment, żeby przyzwyczaiła się do jego obecności, szczególnie że tyle czasu minęło od kiedy ostatni raz miała go w sobie, ale Scarlet, choć wyraźnie ledwo znosiła to, jak ją rozwierał, nie mogła już również wytrzymać bezczynności i sama zaczęła lekko poruszać biodrami, wbijając go w siebe nieco głębiej; zaciskając zęby na dłoni z trudem powstrzymywała jęki rozkoszy wymieszanej z bólem. Ujął jej nadgarstek, żeby tego nie robiła.
- Scarlet, wszystko dobrze? – szepnął jej do ucha, całując je lekko. – Jeśli chcesz, mogę przestać.
- Nie! – odparła niemalże z przerażeniem, nabijając się na niego w desperacji i zaraz potem próbując stłumić okrzyk bólu. – Błagam, nie przestawaj...
Silver za żadne skarby nie chciał przestawać, ale nie mógł też pojąć jej nagłej desperacji, a nade wszystko nie chciał jej dalej robić krzywdy. Poruszył się delikatnie, ale przestał, gdy znów zacisnęła zęby. Wtedy dopiero do niego dotarło. – Scarlet, nie musimy tego robić. Nigdy cię przecież nie zostawię samej.
- Ale jeśli przestaniesz, oni cię zabiorą – szepnęła z tym swoim irracjonalnym przekonaniem, które tak często rozbrzmiewało w jej głosie, gdy przejmowała się swoimi niekontrolowanymi mocami. Silver ucałował jej szyję, a potem obrócił na siebie jej twarz, żeby wpić się w jej usta. Wciąż nie wydawała się przekonana.
- Musieliby to zrobić siłą – rzekł spokojnie. – A do tego musieliby mnie najpierw złapać.
Scarlet parsknęła słabym śmiechem, ale i tak jej mięśnie ścisnęły go tak mocno, że sapnął z rozkoszy, jego umysł nagle pusty i całkiem otwarty. Scarlet położyła mu dłoń na karku, jakby chciała przyciągnąć go bliżej, i choć mógłby przysiąc, że było to niemożliwe, jakimś sposobem miał wrażenie, że rzeczywiście zlewają się w jedną całość. Ogarnęło go nieskończone ciepło, biodra jakby same z siebie wyskoczyły do przodu, a odczucie było tak intensywne, jak jeszcze nigdy, jakby czuł rozkosz za dwoje. Scarlet jęknęła z głębszą niż zwykle słodyczą w głosie, wychylając się bardziej ku niemu, a on wtulił twarz w jej kark i kłęby czerwonego dymu.
Nie mógł sobie przypomnieć wiele z tego, co się potem działo, poza jej desperackim jękliwym oddechem, poza pędem wyrywającym się z niego, gdy wszystko wewnątrz wyciągało się ku niej, coraz bardziej i chętniej z każdą minutą. Mgliście pamiętał, że przyspieszał bardziej niż kiedykolwiek – lub może tylko myślał, że musiało tak być, skoro ogarnęło go potem takie zmęczenie, a i Scarlet, zupełnie bezsilna, wysupłała się z jego zesztywniałych ramion i z trudem łapiąc oddech wpełzła na łóżko. Jej nogi wydawały się całkiem bezwładne.
Silver oparł się o brzeg łóżka, kładąc zroszone potem czoło na jedynym chłodnym kawałku pościeli, gdzie nie leżała jego dłoń albo pierś Scarlet. Siostra zwinęła się w pobliżu i dłonią lekko, jakby z trudem, głaskała jego zszarzałe włosy; wiedział, że je lubiła, że podobało jej się, jak traciły więcej pigmentu z każdym kolejnym kilometrem, który pokonywał w dwie sekundy, i że teraz już jedynie przy skórze było widać ich dawny ciemny kolor.
- Silver – szepnęła ni to do niego, ni to do siebie, przesuwając kosmyki między palcami, tak jak to robiła zawsze. Pietro uśmiechnął się, choć ginęło to w błękitnawej pościeli. Na to chociaż mógł liczyć. Że cokolwiek by się nie wydarzyło, zawsze będą tacy sami. I zawsze będą razem.