Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

środa, 2 listopada 2011

[Kuroshitsuji] Napięcie (Sebastian x Grell) dla Misamisy

Wiecie. Zaczęłam studia. 
Okazuje się, że weterynaria to większa suka niż się spodziewałam. Musiałam więc zrobić rekonesans moich projektów. Zdecydować, co jest na tyle ważne lub pomocne w moim rozwoju pisarskim i/lub weterynaryjnym, że zasługuje na łaskę, wyrzucić to, co niepotrzebne. Miałam nawet takie dwa maleńkie kartoniki z napisami: "Zostaje" i "Wylatuje" - zupełnie tak, jak się robi przy przeprowadzce.
Z początku Hentai było w kartoniku "Wylatuje" i zdawało się, że nic tego nie zmieni. Ale, no, nie mogłam po prostu wywalić bloga, nie robiąc żadnej jego wersji zapasowej (już przez to przechodziłam i to było cokolwiek traumatyczne); nawet jeśli znajdujące się tu opowiadania do niczego się nie nadają, niektóre zdania, sformułowania czy same pomysły na ramę mogą zostać ponownie wykorzystane. A ja jestem gorącą fanką recyklingu.

I gdy tak przedzierałam się przez notki, wżerając suszone jabłka i zastanawiając się, dlaczego tak bardzo mi się nic nie chce, stało się coś niesamowitego. Jak to się mówi, trafiło mnie objawienie. Czy jakoś tak.
Objawienie składało się z dwóch części. Po pierwsze, wyjęłam ze słoika jabłko z pochwą.
PRZYSIĘGAM. Oczywiście natychmiast przesiałam cały słoik i znalazłam drugi kawałek jabłka w kształcie cokolwiek fallicznym, a potem przez dobrą minutę miałam godną ośmiolatka frajdę, wkładając i... nieważne. Ale w pewnym momencie spojrzałam na te jabłka, na tego biednego bloga i, no, trochę mi się go szkoda zrobiło. Głupi ten blog, bo głupi, ale mam całkiem sporo wspomnień i, wiecie, [tu-wstaw-dowolnej-długości-sentymentalny-bełkot].

A potem trafiłam na moją, khem-khem, "dyskusję" z Anth, odbywającą się pod przedostatnią notką pt. "Nota informacyjna", i wiecie, tak sobie pomyślałam, brakowałoby mi tego. Tego, czyli doprowadzania nieracjonalnych lub też nieracjonalnie-się-zachowujących dzieci lub też jak-nieracjonalne-dzieci-się-zachowujących dorosłych do stanu przedzawałowego swoimi sarkastycznymi odpowiedziami. (A właśnie, na następnej biofizyce będziemy sobie robiły USG :D Takie random trivia, przepraszam.)

Oczywiście to, w jakim stopniu będę się przejmować takimi "wypowiedziami" (o rany, nie mogę nie chichotać) i na ile sarkastycznie i bezczelnie, acz spokojnie będę na nie odpowiadać, będzie w sporej mierze zależało od mojego humoru, który jest absolutnie nieprzewidywalny; ale wybieram się do psychologa, więc może się to polepszy. A jak nie, to zacznę w kalendarzu zaznaczać, kiedy mam dobry dzień, kiedy zły, odkryję jakiś schemat i będę odpowiadać na komentarze tylko w dobre dni. Coś się wymyśli.

Tak czy inaczej, postanowiłam jednak Hentai zostawić. A że nie mogłam sobie powiedzieć "bo tak", to nawet dorobiłam ideologię, czekajcie: "z tego względu, iż każdy czasem musi napisać coś bezsensownego, ponieważ nawet takie pisanie będzie rozwijało mój styl i ponieważ niemądre dzieci potrafią dostarczyć tyle radości" ^^
To ostatnie teoretycznie mogłaby mi zaspokoić Gadzina, ale powiem wam, że analizy w trakcie robienia są straszne i stresujące. Dopiero jak się je przeczyta po miesiącu, to się okazuje, że właściwie to całkiem nieźle nam to wyszło i można się nawet przy tym pośmiać. Vomito mi ostatnio ze zdziwieniem zakomunikowała, że "ty, ja się śmieję z własnych tekstów!" XD A jak nam jakiś dureń skomentuje, to się wszyscy nawzajem trzymamy, żeby po nim nie jechać, więc nawet nie mogę się wdać w bezsensowną dyskusję. Przede wszystkim dlatego, że Gadzina ma służyć jakiemuś wyższemu celowi, nawet jeśli nie zawsze nam to wychodzi.

A Hentai z założenia, jak widać powyżej, będzie bezsensownym pisaniem dla samego pisania (no, prawie bezsensownym). (O, właśnie odkryłam kolejną niezidentyfikowaną bliznę na ręce. Cholera, wyglądam jakbym za młodu wkładała ręce do sieczkarni.) Ekhm. No. Zdaję sobie doskonale sprawę, że, prowadząc tego bloga dalej, zaśmiecam Internet i nie przeszkadza mi to. Nawet jeśli nieusunięcie go będzie miało jakiś negatywny wpływ na środowisko, to będzie on śladowy i tak niebezpośredni, że i tak nikt nie dotrze do mnie. W związku z czym dalej będę mogła głosić swoje zielone poglądy, o. A że blog bezsensowny, to i bezsensowne dyskusje w komentarzach będę mogła prowadzić. I cacy. Ideologię już mam. Teraz trochę techniki.

Jako się rzekło, weterynaria to suka. Naprawdę. Straszna i ogromna. To po prostu czyste zło. Naprawdę. I zajmuje obrzydliwie dużo czasu.
Nie będę więc miała go wystarczająco dużo, żeby pisać notki regularnie (nawet bez deva, Orchidei i Wenizmu, z Gadziną co dwa tygodnie itp.). W takim razie, nie bardzo będę robiła zamówienia. Przykro mi, ale nie. Za dużo zamówień okazuje się być z pairingów, które są dla mnie zbyt abstrakcyjne, żebym mogła to napisać na szybko i z frajdą.
Będą tu głównie fanficki. W każdym prędzej czy później będzie motyw seksu, bo to lubię, a muszę gdzieś się wyżywać, żeby nie robić ich w mojej tzw. "poważnej" twórczości. Ale to, że nie będzie zamówień, nie znaczy, że nie będziecie mieli na tego bloga żadnego wpływu. Proponuję zgoła inne rozwiązanie. Sugeruję sugestie. (Dobra, zaczynam bredzić.)
Generalnie, zamówienia kojarzą się z czymś, co należy zrobić. A mi się to nie podoba. Więc wy, czytelnicy, możecie mi sugerować w komentarzach, co powinnam napisać. Podrzucać mi pomysły. Niekoniecznie musi to być pairing. Może być jakiś zabawny motyw, który będę mogła wpisać do opowiadania. Albo cały plan na opowiadanie, któremu ja dorobię pasujące postaci. Coś wykombinujecie, mądrzy ludzie z was (zazwyczaj) :D

Podsumowując: Hentai zostaje. Ale chcę, żeby nie było tu jakiegoś ograniczającego systemu, muszę w końcu zrobić coś na luzie, bo szlag mnie trafi. A więc żadnych terminów, żadnych zamówień. Zamiast tego sugestie pairingów i podrzucanie pomysłów. Pozytywne odmóżdżanie się, czysta frajda i w ogóle takie miejsce, gdzie nie będę musiała myśleć o kaletkach podwięzadłowych więzadeł karkowych czy innych guzowatościach doczaszkowych kości udowych. (Kurwa, muszę się pouczyć o czaszce i stawach. Buhuhuhuuu~! ;___;)

Co wy na to?

 [Tu jest dłuższa przerwa, żebyście skoczyli napisać komentarz z opinią. To nie było pytanie retoryczne.]

A tak poza tym... Pamiętacie ostatnie opowiadanie? "O co chodzi?" dla Ith? Cóż. Im częściej je czytam, tym bardziej mi się wydaje, że musiałam mieć bardzo, ale to bardzo dziwny humor, bo jest, krótko rzecz ujmując, rozpierdalające. I beznadziejne, ale to inna historia. Tak czy inaczej z Vomito miałyśmy oczywiście rechot i doszłyśmy do wniosku, że gdyby tamto było "opkiem" i miałybyśmy je zanalizować, to przez całą analizę przewijałoby się to nieszczęsne "Ach, lokaju!" Eleonory XD Było tak nie na miejscu i tak bez sensu, że z Vomito wciąż nie możemy przestać się z niego nabijać...


- I kto by pomyślał, że chory panicz może być takim utrapieniem - mamrotał do siebie Sebastian, przygotowując Cielowi kolejny ciepły posiłek z obfitym deserem. Leki położył zaraz obok kubka podgrzanego mleka z miodem, ale w głębi duszy jakoś wiedział, że młody hrabia za nic nie będzie chciał ich wziąć. Westchnął, kierując się z tacą do pokoju panicza.
Jeszcze krocząc długim, ponurym korytarzem miał bardzo dziwne przeczucia, jakby obrzydliwe wrażenie, że stanie się - lub już się dzieje - coś złego. Z wyczulonymi zmysłami, nastawionymi uszami i czujnym okiem otworzył drzwi do komnaty hrabiego.
- Paniczu, oto twój pod...
- Nie, wyjdź stąd, idź sobie! - usłyszał głos Ciela i przez moment miał zamiar zrobić w tył odwrót i wyjść. -  Zostaw mnie! Zostaw mnie, mówię!
Sebastian zmusił się do podniesienia wzroku i widok, jaki ujrzał, obudził w nim falę... śmiechu.
- Czego się chichrasz?! - warknął Ciel zza kolejnego swetra, który wpychał na niego Grell. - Tfo nie jeft ffcale fmie... ugh... szne!
Sebastian bez słowa postawił tacę na łóżku i wyprostował się, by zgromić rudego zabójczym spojrzeniem. Chciał go od razu zrugać za przemęczanie panicza, przeszkadzanie mu w odpoczynku i zmuszanie do ubierania pięciu warstw koszul, bluz i swetrów, ale wtedy przypomniał sobie, że sam miał zamiar zrobić dokładnie to samo. Mimo to, udając złego, chwycił Grella za kołnierz i odciągnął go na stronę.
- Jesteś zły, Sebby? - Na twarzy shinigamiego wykwitł tak uroczy wyraz, że obrzydzenie przepełniło Sebastiana aż po same uszy.
- Nie - warknął. - Ale mogę zaraz być. A ty, skoro masz taki dobry wpływ na panicza, to namów go, żeby wziął tabletki. Ja nie mogę sprzeciwiać się jego życzeniom.
- Tak jest! - Grell zasalutował, ale Sebastian już tego nie widział. Wyszedł, ignorując krzyki Ciela: "Ej, Sebastian! Nie zostawiaj mnie z nim!"
- To nie był rozkaz - mamrotał do siebie Sebastian, próbując przemóc falę czystej mocy, nakazującej mu się cofnąć, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. - Przecież nie powiedział "Rozkazuję ci, żebyś..." Poza tym, nie zostawiam go, mam zamiar tam wrócić... za jakiś czas.

Wrócił. Po pewnym czasie. Panicz spał spokojnie, opatulony kocem i kołdrą, pocił się niemiłosiernie. Na jego czole leżał mokry okład. Naczynia były puste, włącznie z talerzykiem po lekach. Grell siedział przy łóżku Ciela i czuwał nad jego snem. Gdy drzwi trzasnęły z cicha, syknął na Sebastiana z palcem przyłożonym do ust.
Lokaj zbliżył się powoli, bezszelestnie i, gdy Grell namaczał kolejny ręczniczek, wyjął mu miskę z rąk.
- Chodź - szepnął. - Niech odpoczywa w spokoju.
Grell kiwnął posłusznie głową, wpatrując się w twarz Sebastiana z zachwytem. Ten przewrócił oczami, pomijając to milczeniem.
Gdy wyszli na korytarz, Sebastian bardzo, bardzo cichutko zamknął drzwi i odwrócił się do Grella z beznamiętną miną.
- Dziękuję za pomoc - rzekł, wkładając misę pod pachę. - Ale teraz możesz już iść.
- A mogę za tobą? - zachichotał Grell. Sebastian nie uznał za konieczne odpowiadać, zwłaszcza że shinigami zaraz podążył razem z nim do kuchni. Obserwując lokaja przy pracy, usiadł przy stole i oparł podbródek na dłoniach.
- Kurwa! - krzyknął Sebastian, poirytowany, kiedy talerz upadł mu na podłogę i rozsypał się na kawałki. Nim Grell się obejrzał, zarówno to, jak i inne naczynia, porozkładały się same po szafkach i kredensach. Lokaj cisnął ścierką do zlewu i oparł się o jego brzeg, oddychając nieco ciężej niż zwykle.
- Hm - uśmiechnął się shinigami. - Wydajesz się podenerwowany. Dlaczego?
Sebastian zmierzył go tylko wściekłym spojrzeniem.
- A czekaj, nie mów mi, nie mów mi! - Grell udał, że się zastanawia, ale trójkątnozębny uśmiech na jego twarzy robił się coraz szerszy. - Hm... Jesteś przepracowany? Nie, jesteś demonem... Bardzo przystojnym demonem, w dodatku. Więc może... Już wiem! Ciel jest chory i nie daje ci się dotknąć?
Spojrzenie lokaja robiło się coraz to zimniejsze i bardziej nieprzyjazne, aż w końcu, po długiej chwili nieznośnego milczenia, lokaj warknął wściekle i przygwoździł Grella do ściany.
- Wypluj to - rzucił przez zęby. - Zaraz zapełnię ci usta czymś innym.
- Ach, lokaju~! - zapiszczał shinigami. Uśmiech nie spełzł jeszcze z jego ust, choć demon patrzył na niego nienawistnie.
- ...Na kolana.

Rzeczywiście, usta Grella zostały prędko zapełnione; tak prędko, że nie zdążył nawet złapać oddechu. Próbował odkaszlnąć, ale Sebastian nie przejął się tym, penetrując jego gardło.
- Nie marudź - mruknął. - Jesteś shinigami, nie potrzebujesz powietrza.
Rudowłosy nie bardzo mógł się z tym kłócić, i to nie tylko dlatego, że miał usta zajęte zgoła inną czynnością.
Gdy odzyskał nieco kontroli nad językiem i pozornie niepotrzebnym oddechem, Grell przystąpił do sprawiania Sebastianowi przyjemności. Przynajmniej się starał. Lecz wyraz twarzy demona nie zmienił się ani na jotę. Bez względu na to, co Grell robił - a robił całkiem sporo - Sebastian patrzył na niego tak, jakby go tam wcale nie było. Co było dziwne, bo gdyby go tam rzeczywiście nie było, wyszłoby na to, że lokaj stoi z wywieszonym penisem przy kuchennej ścianie.
Grell potrząsnął głową, gdy demon pakował mu w usta gorzkawy ładunek, ale nie mógł się uwolnić, bo długie palce Sebastiana były już zaplątane w jego włosy. Za które został następnie siłą podniesiony. Lokaj spojrzał na jego wargi, jak próbowały bezskutecznie utrzymać w ustach kleistą, jasną ciecz, po czym bez ceregieli rzucił nim o stół.
Grell boleśnie wyrżnął w krawędź kośćmi biodrowymi, a próbując się podnieść, ręką strącił kilka garnków. Huk poszedł taki, że był prawie pewien, że ktoś w końcu przyjdzie i ich nakryje. Ale Sebastian albo na to nie zważał, albo wiedział, że nikt nie odważy się mu przeszkodzić, bo przypadł do shinigamiego, rzucając na ziemię czerwony płaszcz, który zerwał z niego w międzyczasie.
- Chciałeś coś powiedzieć? - warknął, szarpiąc się z jego rozporkiem. Grell milczał, prawie spokojnie czekając na rozwój wydarzeń, z policzkiem przyciśniętym do deski do krojenia. Sebastian w końcu ściągnął z niego spodnie i wbił się, mocno, głęboko, tak nagle, że Grella przeszył ból.
- Czekaj! - pisnął, próbując go od siebie odepchnąć, ale demon chwycił jego błądzącą rękę i wykręcił mu ją na plecach.
- Wciąż zapominasz - wydyszał, pchając go krótkimi, ostrymi sztychami - że jesteś shinigami. Możesz się bardziej rozewrzeć. Albo czekaj, lepiej nie.
Grell pisnął z cicha, gdy kolejna fala bólu przeszła mu po plecach, ale potem tylko położył twarz na desce i westchnął. Przecież tego właśnie chciał. Nie było sensu się stawiać. Mógł albo krzyczeć i rzucać się bezskutecznie, albo odetchnąć, uspokoić się i czerpać z tego przyjemność. Wybór był oczywisty.
- Sebby... - mruknął w końcu, z policzkami rozgorzałymi wstydem. Demon puścił wreszcie jego nadgarstek; Grell zacisnął palce na krawędzi deski tak mocno, że aż zbielały. Fale bólu powoli, niechętnie, zmieniły się w przyjemne dreszcze i nawet nie zauważył, gdy wypychał biodra, wsuwając go w siebie jeszcze głębiej. I, cholera, sprawiało mu to frajdę.
Sebastian rżnął go dalej już bez słów, jakby w ogóle nie zauważył jego nagłej chęci kooperacji. Jaśniejące fioletowo tęczówki zaszły mu mgłą, a Grell ze zdziwieniem zdał sobie sprawę, że zupełnie mu się to nie podoba. Mimo że wmawiał sobie, że jego pociąg do Sebastiana jest czysto seksualny, nagle poczuł, że chce mieć jego całą uwagę skupioną na sobie. Ale na to było już za późno. Demon był myślami gdzie indziej.
W końcu Sebastian warknął cicho, krótko, spiął się i strzelił ponownie, tym razem zapełniając shinigamiego nieznośnym gorącem, które wkrótce rozeszło się po brzuchu przyjemnym ciepłem. Grell opadł bezsilnie na nakrapianą łzami deskę, podczas gdy demon odsunął się od niego, doprowadzając się do porządku.
Sebastian spojrzał na białe plamy na podłodze i westchnął, ale, o dziwo, nie denerwowało go to już. Jedno kiwnięcie palcem i plamy zniknęły, a on spojrzał na roznegliżowanego boga śmierci wciąż wiszącego na jego kuchennym stole i uśmiechnął się paskudnie. Wygląda na to, że nawet substytut może z powodzeniem rozładowywać jego napięcie.

niedziela, 24 lipca 2011

[Kuroshitsuji] O co chodzi? (Sebastian x Eleonora) dla Ith

W półmroku pokoju błyszczało światło kryształowych kandelabrów z holu, odbite od wielkiego, zdobionego srebrem lustra nad toaletką. Było akurat na tyle jasno, żeby ujrzeć rozmazane kształty dwóch kobiet: jedna z nich pudrowała sobie siniec na skroni, druga wylegiwała się na łożu z kolumienkami, okrytymi na wpół prześwitującym, koronkowym baldachimem, i czytała książkę. Otulona była w koszulkę nocną z tiulu i koronki, która w żaden sposób nie zakrywała jej pięknego ciała.
- Elviro - rzekła nagle, - pójdź, proszę, do naszych gości i poproś do mnie lokaja hrabiego Phantomhive'a.
- Tak jest, pani - służąca jeszcze ostatni raz przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że puder nic a nic nie pomógł, zanim wysunęła się z pokoju i prędko ruszyła w stronę skrzydła dla gości.
 - Panie Sebastianie? - zawołała, ale nie było odpowiedzi. Kiedy pukanie i wołanie nie pomogło, Elvira otworzyła drzwi jednym z pęku kluczy, który miała przy sobie. Pokój był pusty. Choć wiedziała, że nie powinna, dziewczyna zajrzała do sąsiadującego pomieszczenia, lecz tu także nie było nikogo poza hrabią Phantomhivem śpiącym spokojnie w swoim łożu. Zamknęła drzwi najciszej jak potrafiła i odwróciła się, by odejść, nieomal wpadając na lokaja.
- Co ty tu robisz? - zapytał zaskakująco spokojnie.
- Moja pani prosi cię do siebie - odparła Elvira z przepraszającym uśmiechem, konstatując, że Sebastian miał na sobie tylko wyprasowane w kant spodnie i koszulę z podwiniętymi rękawami. Na jednej z szafek stał pięknie przybrany deser i Elvira wiedziała już, gdzie jej gość był i co robił.
- Oczywiście - Sebastian sięgnął po frak, wiszący na jednej z kolumienek łóżka, ale Elvira chwyciła jego dłoń.
- To nie będzie konieczne.
Przez moment patrzył na nią dziwnie, jego czerwony wzrok wciskał się natrętnie w jej jasnoszare tęczówki; potem - wzruszył ramionami i dał jej się poprowadzić na korytarz i ku komnacie baronowej.
- Co ci się stało? - zagadnął, ale Elvira nie widziała potrzeby odpowiadania na oczywistości. Sebastian pokiwał głową.
- Uważam, że to straszne, że ona tak cię maltretuje - rzekł.
- Uważam, że to nie twoja sprawa. Pani to lubi, więc jej na to pozwalam. Twój panicz lubi słodycze, więc o północy łazisz po obcej rezydencji i przygotowujesz mu desery. Ale czy ja cię krytykuję?
Sebastian postanowił to przemilczeć i szli bez słowa aż do pięknych, zdobionych srebrem drzwi. Gdy Elvira otworzyła drzwi, snop światła poszerzył się i przesunął, i zabłyszczał w diamentowej spince na pięknych, płomiennie rudych włosach. Eleonora na ten znak uniosła wzrok znad książki i gestem poprosiła Sebastiana, aby podszedł bliżej.
- Czy życzysz sobie czegoś jeszcze, pani? - zapytała Elvira i zaraz wycofała się z ukłonem, kiedy jej pani energicznie pokręciła głową, uśmiechając się do gościa coraz szerzej. Podobał jej się w ten sposób, w na wpół rozpiętej koszuli i z włosami roztrzepanymi odrobinę bardziej niż zwykle. Był taki... męski, jakby ni stąd, ni zowąd. A to, że wcale nie musiał jej słuchać i spełniać jej zachcianek, podniecało ją jeszcze bardziej.
Przysiadła na piętach i wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, łapczywie chłonąc wzrokiem każdy cal jego ciała. Nagle zbliżyła się do niego na czworakach, jej wypięte pośladki odcinające się jasnym materiałem koszulki na ciemnej pościeli, i rozpięła mu koszulę do końca. Choć wpatrywała się w niego pożądliwie, jakby grożąc, że zaraz go zgwałci, Sebastian był niewzruszony.
Eleonora wspięła się po nim jak kociak ostrzący sobie pazury i uczepiła się jego ramion, ocierając się wargami o jego usta. Uniosła na niego wzrok i nieomal rozpłynęła się pod jego spojrzeniem; zawierało bowiem kwintesencję jego demonicznej natury: grzech, zepsucie i pożądanie.
- Rozbierz się, słonko - szepnęła mu do ucha, zsuwając koszulę z jego ramion, ale Sebastian wciąż stał w bezruchu. - Rozluźnij się. Twój panicz śpi, więc możesz sobie użyć. No chodź.
Zarzuciwszy mu ręce na szyję, wpiła mu się w kark i w końcu wbiła zęby w jego skórę. Sebastian syknął i oderwał ją od siebie, rzucając ją na pościel.
- Mmm, gramy ostro? - uśmiechnęła się zadziornie, obserwując, jak ciska koszulą o podłogę. Łóżko uginało się nieznacznie, kiedy począł powoli zbliżać się do niej na kolanach, z jedną ręką już drapiącą paznokciami jej łydkę i udo. Mruknęła zachęcająco, spinając się z bólu, i rozłożyła nogi szerzej, jakby pozwalając mu ułożyć się między nimi, ale nie skorzystał. Ściągnąwszy zębami drugą rękawiczkę i wypluwszy ją na podłogę, chwycił mocno jej biodra i szarpnął je do góry, przewracając ją na brzuch. Zakopała twarz w poduszce, by przez moment ukryć zadowolony uśmiech, a potem obróciła głowę i spojrzała na niego na pół przestraszonym, na pół niepewnym wzrokiem, w którym jednak czaił się figlarny błysk.
- Ach, lokaju! - pisnęła, kiedy wtoczył się w nią całą swoją grubością, niemalże rozdzierając ją głęboko w środku. Ale był to przyjemny, ostry ból, który pamiętała z czasów swojego dzieciństwa - znieczulający, oczyszczający, odcinający od rzeczywistości. Ból, który kochała tak bardzo, że potrafiła dla niego szargać się wielokrotnie na własne życie, przynajmniej dopóty, dopóki nie odkryła jego jeszcze przyjemniejszej wersji. Teraz nie potrafiła wyobrazić sobie ani jednego wieczoru bez jakiegoś wielkiego kutasa, rozszarpującego ją na strzępy w swojej zachłannej wędrówce do wnętrza jej istoty.
Ten tutaj... to był jeden z większych, jakie miała w sobie. Za każdym razem, gdy się cofał, zamykała się za nim, jakby jej ścianki zasysała próżnia, i za każdym razem, gdy ją na siebie nabijał, rozwierał ją gwałtownie na nowo jak taran przeciskający się przez wrota. Uwielbiała to, jak zawsze wracała do swojej poprzedniej ciasnoty i jak przy każdym następnym mężczyźnie czuła się niesplamioną dziewicą. Lubiła myśleć, że to właśnie odróżniało ją od innych i z pewnością byłoby cechą, która zapadałaby w pamięć jej kochankom, gdyby którykolwiek miał szansę przespać się z nią ponownie.
- Ach, jeszcze, jeszcze! - błagała, ale jej piski chyba nie spodobały się lokajowi, bo przyspieszył i wzmocnił swoje uderzenia, kompletnie odbierając jej dech w piersiach. Teraz nie mogła już krzyczeć, mogła tylko łapczywie łapać uciekające jej z płuc powietrze i modlić się, żeby teraz nie przestał. Przecież była jeszcze tak daleko od zaspokojenia.
Poderwała się i naparła na niego, zmuszając go do przysiadu na piętach, po czym zaczęła bić o niego biodrami, wbijając w siebie jego męskość.
- Od... pocz... nij... tro... chę... - wysapała z trudem, rozkoszując się tym przejmującym uczuciem pełności, które wykradało jej zawsze cały rozsądek. Krótkie, urywane jęki wyrywały jej się z ust, a dłonie rytmicznie zaciskały na pościeli i włosach Sebastiana.
- Tak, tak, jeszcze tylko... trochę... - zacisnęła zęby i już pozwoliła porwać się tej powodzi, która wdzierała się do jej umysłu, kiedy nagle lokaj spiął mięśnie; ułamek sekundy później wylądowała na podłodze i z bezbrzeżnym zdziwieniem wpatrywała się zatrzaśnięte drzwi.
- A... ale o co chodzi?


Okej, zdecydowanie przegięłam z poetyckością .___.