Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

wtorek, 3 maja 2016

Wcale nie (Nikt x Nikt)

Zawsze była bardzo spostrzegawcza. Zawsze zauważała drobne zmiany w zachowaniu innych, niewielkie różnice, niuanse języka, i jak diabeł, tkwiła w szczegółach. Przez to też szczyciła się nietuzinkowym opanowaniem - pragmatycznie analizowała każdy detal każdej sytuacji, żeby tylko nie pozwolić emocjom wziąć góry. Nie poddawała się łatwo uczuciom.
Dlatego tym bardziej ją przeraziło, gdy znienacka usłyszała Jego głos przy uchu - zupełnym przypadkiem, akurat po coś sięgał, a ona stała obok - i niemalże kolana się pod nią ugięły, i gdyby nie oparła się niby to niezobowiązująco o szafkę, to by już przed Nim klęczała i... Poczuła przypływ gorąca. To było bez sensu. To nie miało tak być. To nie miało jej tak schwycić. Ale...
Przestała bezwiednie zagryzać wargę, ciesząc się jedynie, że był do niej odwrócony plecami i nie dostrzegł tego, jak na Niego patrzyła. Żeby jeszcze to wszystko nie było tak skomplikowane. Żeby miała chociaż cień pewności, że to ma szansę... Żeby jeszcze się tak nie bała. Tylko czego ona się, do cholery, tak bała?
Jego szerokie ramiona, do których nie chciał się przyznać, majaczyły jej przed durnie załzawionymi oczami. Tylko się nie odwracaj, jeszcze nie... Jeszcze muszę odnaleźć grunt pod nogami.
- Cholerny pył - burknęła na wyjaśnienie swojego ocierania oczu, a On spojrzał na nią przez ramię z zaniepokojeniem.
- W porządku? - spytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. I dobrze, bo nie byłaby w stanie Mu jej szczerze dać. - Zaraz skończę i wyjdziemy na zewnątrz. Wytrzymasz jeszcze chwilę?
- Mhm - mruknęła przez ściśnięte gardło. Jego poharatane dłonie sypały owies do śrutownika, a ona zwracała uwagę na każdy szczegół, jak układał palce, jakim ruchem chwytał worki, jak mięśnie przesuwały Mu się pod skórą. Wyobrażała sobie, że tak samo przesuwają się, gdy ją do siebie przyciąga, że takim samym ruchem chwyta ją za biodra, że tak samo układa palce na jej szyi. Poczuła uderzenie gorąca; przestąpiła z nogi na nogę. Stłumiła ochotę wsunięcia Mu ręki pod koszulkę. A niech to wszystko cholera weźmie.
Zawiązał worek z wprawą kogoś, kto robił to całe życie, i odwrócił się do niej. Uśmiech rozjaśnił Mu twarz. - To co? Idziemy?
Skinęła głową i ruszyła ku wyjściu, czując, jak Jego ręka wręcz automatycznie powędrowała ku jej talii. Słońce uderzyło w nią całym swoim żarem, jakby chciało jej dać coś do zrozumienia, ale myśli miała tak rozszalałe, że z trudem przypominała sobie własne imię. Jego dłoń nacisnęła lekko na pasek jej krótkich spodenek, kierując ją w stronę domu...
- UWAGA! Z DROGI! - rozległ się wrzask i zanim jej mózg choćby przeanalizował znaczenie tych słów, poszybowała na ścianę; szorstki tynk nieprzyjemnie otarł jej ramię, ale nie to było istotne. Przed nią szarżujący roczny byk właśnie wbijał niewyrośnięte jeszcze na szczęście rogi w Jego klatkę piersiową. On złożył się nad łbem zwierza, ramię położył mu na czole, a drugą ręką po szczęce sunął do przodu, próbując schwycić nozdrza.
- STÓJ, KURWA! - ryknął mu prosto do ucha, ale nie odnosiło to większego skutku. Trzasnął go dłonią w śluzawicę, poprawił i dodał: - STÓJ, TY BYDLAKU, KUR...! Bo jak cię zaraz... - W końcu udało Mu się wcisnąć byczkowi palce do nosa, i jak na zawołanie wszystko się uspokoiło. Byk stanął, posapując ciężko, gdy On pchał mu łeb do góry najdalej jak dał radę; Jego ojciec już był obok, już nakładał byczkowi uwiąz, już go odprowadzał z powrotem do obory... Odetchnęła z ulgą.
- Żyjesz? - spytał cicho, zbliżając się do niej. Zamrugała, odganiając zalegający jej pod powiekami obraz Jego napiętych z wysiłku mięśni, i skupiła wzrok na Jego dziwacznie pobladłej twarzy. Przytaknęła.
- A ty? Nie wyglądasz najlepiej...
- Nic mi nie jest - zdążył powiedzieć, zanim wziął głęboki oddech i wypuścił go z bolesnym kaszlnięciem. - Moja przep... - I już nie nabrał więcej powietrza. Ścisnął sobie splot słoneczny, osuwając się na kolana. A Ona nie mogła wydusić z siebie dźwięku, zszokowana, nie dała rady nawet drgnąć... To się nie mogło dziać. Nie teraz. Nie, nie, nie, nie kiedy już zaczęła wierzyć we własne szczęście. Nie kiedy wszystko miało się już... Wtedy jednak coś nią pchnęło, jakby dostała w twarz od niewidzialnej ręki, i oprzytomniała.
Czym prędzej położyła Go na ziemi. Był wciąż świadomy, sam wyciągnął głowę do tyłu, ale, jak można się było spodziewać, nic to nie pomogło. Nie, problem tkwił głębiej. Wspięła się na Niego, próbując opanować czerwień wspinającą jej się na policzki, gdy słyszała, że nadbiega Jego ojciec. Kolanami, najmocniej jak potrafiła, ścisnęła Mu pierś nad ostatnimi żebrami, starając się nie zważać na rozsypany wszędzie drobny żwir zdzierający jej skórę, po czym silnie wpompowała w Niego porządny oddech powietrza, jednocześnie powoli puszczając Mu żebra. Gdy tylko się odsunęła, tlen natychmiast opuścił Jego płuca, ale On zrozumiał, co próbowała zrobić. Sama niemal straciła dech, gdy poczuła Jego dłonie na nagich udach, ale On jedynie pomógł jej zgnieść Go mocniej i sam łapczywie zassał oddech przez ściśnięte z bólu zęby, gdy odpuściła. Powoli budząca się sinica jak na zawołanie opuściła Jego twarz. Jego matka stała w drzwiach domu, zbyt przerażona, by zrobić cokolwiek konstruktywnego. A ona ściskała go dalej, oparta ciężko o ziemię przy Jego głowie, a On wciąż chwytał każdy najmniejszy oddech, który udawało im się zassać Mu do piersi, i wpatrywał się jej prosto w oczy tak, jakby świata poza nią nie widział. Jakby nie mógł bez niej żyć, i nie tylko dlatego, że tylko ona stała właśnie między Nim a bezdechem. Poczuła, że łzy znów ciekną jej do oczu. Nie zasługiwała na to. Ona tylko trochę pomagała Mu oddychać, dopóki Jego przepona nie uwolni się ze skurczu. Ściskała Mu pierś z coraz głębszymi, coraz bardziej desperackimi sapnięciami. I lepiej, żeby uwolniła się prędko, bo...
I wtedy, jak na zawołanie, On zepchnął ją z siebie i rozkaszlał się, próbując między atakami złapać porządne oddechy, a między oddechami przeprosić ją za brutalność. Machnęła na Niego ręką. Jak dla niej nie musiał jej za nic przepraszać. No, może ewentualnie za nerwy. Zaraz też przeniósł wzrok na swojego ojca, który wciąż nad nimi stał i teraz tylko pokręcił głową i odszedł bez słowa.
Podnieśli się w końcu oboje; On, na drżących jeszcze ze strachu nogach, ledwo stał, więc pozwoliła Mu się na sobie wesprzeć. Ruszyli w stronę domu. Jego matka czekała w progu i na wejściu przygarnęła Go do piersi, ucałowała, po czym natychmiast obróciła się na pięcie i wróciła do krzątania się po kuchni. Nim w ogóle dotelepali się do drzwi Jego pokoju, już zdążyła przygotować synowi herbatę i wcisnąć ją jej do ręki. Przytaknęła w ciszy i pociągnęła Go do pokoju.
- Daj spokój, zaraz ją rozlejesz, jak się będę na tobie dalej wspierać - rzucił. Mogłaby przysiąc, że na Jego policzkach dostrzegła cień rumieńca.
- A weź nie odpierdalaj. - Przewróciła spektakularnie oczami i położyła sobie Jego dłoń na ramieniu. - Nie doceniasz mnie, ty durny świrze.
Prychnął na nią tłumionym śmiechem, ale już nie dyskutował, a ona nie uroniła ani kropli. Ich odbicia zafalowały w lustrach szafy, gdy zawadził o framugę drzwi do pokoju, ale herbacie nic się nie stało. Drzwi popchnęła lekko nogą. Opadł ciężko na krzesło, a ona postawiła kubek na biurku i uśmiechnęła się do Niego z dumą kogoś, kto powstrzymuje się od powiedzenia: "A nie mówiłam". W odwecie wciągnął ją sobie na kolana. Jego ramiona były chłodne i jakby niepewne. Wtuliła się w Jego szyję.
- Nie strasz mnie tak więcej - burknęła, dziabiąc Go po żebrach. Syknął z bólu, więc natychmiast się odsunęła z przeprosinami na ustach, ale przyciągnął ją z powrotem. Przeklęty masochista. - Przestań, przestań... - Udało jej się w końcu wstać, chociaż spojrzał na nią jak szczeniak z lękiem separacyjnym. - Daj, chcę zobaczyć. Pomogę ci.
On jednak postanowił sam się rozebrać i z nieprzeciętnym zaskoczeniem odkrył, że żebra Go bolą, gdy tylko unosi ręce. Pokręciła na Niego głową, westchnęła przeciągle, uniosła brew - wtedy wreszcie poddał się i pozwolił jej sobie pomóc. Z wprawą osoby, która miała sporo do czynienia z takimi urazami, ściągnęła z Niego delikatnie koszulkę.
Pół Jego piersi pokrywał rozległy siniec w miejscach, gdzie wbiegł w Niego byk i gdzie jej kolana pogniotły Mu żebra. Z empatycznym syknięciem omacała Go lekko, ale nie wydawało się, żeby miał coś połamane. Przez cały czas przyglądał się jej skupionej twarzy, a gdy tylko uniosła na Niego wzrok, nie wahał się - schwycił jej kark i pocałował ją, niby to gwałtownie, a jednak, gdy tylko ich wargi się spotkały, wyhamował; ledwie musnął jej usta, ledwie wysunął język, kciukiem podparł jej żuchwę, jednocześnie palcami przyciągając ją bliżej.
Tym razem z własnej inicjatywy wspięła Mu się na kolana, a On przycisnął ją sobie do piersi, choć na pewno musiało to boleć jak diabli; przylgnęła do Niego, wczepiła się palcami w Jego ramiona, ustami wpiła się w Jego szyję. Odwzajemnił gest tak skutecznie, że nie wiedziała już, co się dzieje - a gdy się od niej oderwał, była już tak rozgorączkowana, że chaotycznymi ruchami zaczęła dobierać Mu się do rozporka. Nie opierał się, a wręcz zaczął jej pomagać - a ona czym prędzej zdjęła spodenki z jednej nogi i odsunęła na bok bieliznę, i już za chwilę miała Go w sobie, wsuwał się w nią całą swoją pełnią tak powoli, że czuła dokładnie każdy szczegół, a ona przyciskała się do Niego i wbijała zęby w Jego szyję, żeby tylko nie krzyczeć ani nawet nie jęczeć za głośno, szczególnie że drzwi wciąż były tylko lekko przymknięte.
On błądził rękami po jej ciele, całował jej szyję, podgryzał jej ramię... Nie dawał jej ani chwili odpoczynku, ale i tak, choć uderzenia gorąca ślizgały się w dół jej kręgosłupa za każdym razem, gdy czuła Jego zęby na skórze, a w ślad za gorącem szły zaraz wstęgi dreszczy, choć wciąż musiała powstrzymywać się od krzyku, i tak nie było dla niej wystarczająco szybko i mocno. Nawet gdy poczuła, jak zaciska na niej dłonie aż do bólu, jak z trudem tłumi warknięcie, wbijając się w nią mocniej, gdy poczuła Jego ciepło rozlewające się po jej wnętrzu, nie dała rady przejść przez ten próg. Dostrzegł to, ale, niezrażony, pocałował ją głęboko i tak namiętnie, że wbrew jej woli wyrwał jej się rozkoszny jęk, a potem brutalnie schwycił ją za żuchwę i zdjął z siebie, rzucając ją na łóżko jak szmacianą lalkę. Stłumiła pisk. On zamknął drzwi.
Próbowała się podnieść, żeby pomóc Mu w tym samym, ale przycisnął ją za szyję do pościeli. Drugą ręką pomagał sobie sam, patrzył jej prosto w oczy i choć nie mogła Go całego widzieć, doskonale zdawała sobie sprawę, jak to na Niego działa. Sięgnęła w dół, wsunęła w siebie palce, westchnęła przeciągle, czując swoją wilgoć pod opuszkami. Oglądał ją całą, wpatrywał się w chaotyczne, desperackie, acz bezsensowne ruchy jej palców - oboje doskonale wiedzieli, że ona się tak nie doprowadzi. Nie bez Niego.
I zaraz przewrócił ją na brzuch, gwałtownie, jakby nie mógł już się jej doczekać, i rozpaliło ją to bardziej niż wszystko, co zrobili dotychczas. Ścisnął jej kark. Poderwał jej biodra do góry i do siebie. Wgryzł się w jej ramię i od razu ręką stłumił krzyk, który wyrwał jej się spomiędzy warg. Ocierała się o Niego błagalnie, ale, choć wiedziała, że sam nie mógł już dłużej czekać, On wciąż to odwlekał. Poczuła Jego dłoń na pośladku, ostry ból, ale zaraz zanikł, przytłumiony całunem podniecenia; poderwał jej głowę, dłoń owijając wokół jej żuchwy, zmusił ją, by spojrzała w lustro. Jego wzrok był dziki, nieokiełznany, a ona wyglądała jak najbardziej posłuszna dziwka, jaką wyrodziły światowe burdele. Ich oczy spotkały się w tym lustrze i dokładnie w tym momencie On wbił się w nią po same biodra, jednym gładkim ruchem, aż zagryzła sobie rękę, żeby nie krzyknąć głośno z mieszanki bólu i rozkoszy. Podciągnął ją za tę żuchwę do góry, wpił się w jej szyję, wyjął jej rękę z ust.
- Nie oszukuj - szepnął jej do ucha, niskim, pełnym ognia głosem, którym zawsze doprowadzał ją do szaleństwa. - I bądź cicho. Nie waż się wydać dźwięku. Rozumiesz?
Przytaknęła bez słowa; wtedy puścił ją i pozwolił jej opaść na poduszki, podczas gdy sam schwycił jej biodra, wbił jej palce głęboko w brzuch i zaczął ją rżnąć jak rasową sukę, podczas gdy ona musiała poświęcić całą świadomą uwagę temu, żeby powstrzymywać się od desperackich wrzasków. Szczególnie, gdy słyszała nad sobą, jak On dyszał z wysiłku, jak sam próbował stłumić pojedyncze warknięcia, jak pomyślała o Jego poobijanych żebrach i jak wyobraziła sobie mięśnie Jego rąk i piersi, napinające się przy każdym Jego ruchu... Osiągnęła szczyt nagle, fala uderzyła w nią z taką siłą, że niemal natychmiast ją zepchnęła w otchłań, i poczuła to wszystko tak bardzo i tak nagle, że zupełnie nie wiedziała, co dzieje się z Nim. Wykrzyczała swoją rozkosz w cichej, stłumionej parodii przeciągłego wrzasku, a gdy już była w stanie zwrócić na Niego całą uwagę, on właśnie pochylał się, by czule pocałować jej rozgrzany kark. Opadli na pościel, wycieńczeni.
- Aleś to sobie zaplanowała - mruknął, przeczesując włosy, podczas gdy ona przykleiła się do Jego ramienia i ułożyła się do snu. Dziabnęła Go figlarnie w jedno z niebolących żeber i tylko pół serio odparła:
- Wcale nie...