Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

poniedziałek, 25 maja 2015

[Marvel] Suka (Magneto x Ida)

Gdy obudziłem się późnym rankiem, jak prawie nigdy, i sięgnąłem, by otrzeć twarz, w pierwszej chwili nie mogłem w ogóle ruszyć ręką. Musiało minąć kolejne kilka długich sekund nim dotarło do mnie, że nadgarstki miałem przywiązane do ramy łóżka grubym sznurem, którego nie byłbym w stanie rozerwać żadną siłą. Rozejrzałem się za jakimś nożem czy choćby nędznym kawałkiem druta, ale, jak na złość, jedynym metalem pozostałym w pokoju była klamka do drzwi. Bardzo ładna, mosiężna. I pięknie zaokrąglona.
Leżałem tak przez dłuższy moment, w niemal kompletnej ciszy, jeśli nie liczyć szurania moich więzów o drewno ramy i świergotania leśnych ptaków za oknem. Wtedy dopiero przypomniałem sobie, że nie byłem w swoim mieszkaniu w Waszyngtonie, ale w domku, do którego zostałem niedawno wyciągnięty „na wczasy”. Im bardziej przytomniałem, tym bardziej byłem przekonany, że wszystko, co działo się w ciągu ostatnich dwóch dni, stanowiło część jakiegoś niecnego planu. Prawdopodobnie właśnie tak miałem skończyć: związany, obnażony i bezbronny. Kurwa mać.
Teraz pozostało tylko spędzić resztę wolnego czasu na zastanawianie się, kto chciałby, żebym znalazł się w takiej sytuacji, i zdołałby cię przekonać do pomocy. Moje rozmyślania wtedy przerwałoby nadejście owego kogoś, które z kolei zwiastowałoby wiele wymyślnych tortur i zapewne równie misternie wyknutą zemstę. Tak, jeśli ktokolwiek miałby chcieć mnie krępować i ciemiężyć, jego powodem, prawie na pewno, byłby osobisty odwet za jakąś krzywdę, którą wyrządziłem mu tyle lat temu, że nawet nie wiedziałbym jaką.
Potem jednak istotnie drzwi się otworzyły, ale stanęłaś w nich tylko ty. Znaczy, no, nie tylko. Miałaś na sobie na wpół przejrzystą, koronkową koszulkę i pasujące do niej luźne szorty, które wnet okazały się wręcz obcisłe, gdy usiadłaś na mnie okrakiem i bez słowa zaczęłaś subtelnie ocierać się o moje biodra przez jedynie cienki materiał prześcieradła. Nim zdołałem choćby zorientować się, co się dzieje, już poczułem falę dreszczy i to specyficzne napięcie w lędźwiach, które mogło znaczyć tylko jedno.
I gdy zobaczyłem ten dumny uśmiech na twojej twarzy, w pełni dotarło do mnie, co tak naprawdę się dzieje.
- Co ty wyprawiasz? – zapytałem z równie dużą dozą nieufności w głosie, co tą, którą czułem; a przynajmniej taką miałem nadzieję.
- A co, nie widać? – odparłaś figlarnie. – Coś ci się nie podoba?
Zamilkłem. Tego oczywiście powiedzieć nie mogłem, nie bez łgarstwo czy też upartego zaprzeczania temu, co robiło moje ciało... I mam tu na myśli nie tylko coraz to bardziej naprężoną męskość, ale też sposób, w jaki moje biodra, zupełnie bez udziału mej woli, unosiły się, by dorównać twym ruchom. Dotyk twoich rąk na piersi palił wręcz żywym ogniem, a i tak miałem ochotę schwycić cię i przycisnąć do siebie mocniej... Tyle że nie mogłem. Nie, zdecydowanie mi się podobało, lecz zazwyczaj byłem tym związującym, a nie związywanym – a nieszczególnie lubię oddawać prym bez walki.
Szarpnąłem się więc w więzach, ale niestety były równie mocne, co za pierwszym razem. Jedyne, co udało mi się osiągnąć, to szerszy uśmiech na twej twarzy; wyglądało to za bardzo jak kpina, żebym nie spróbował jeszcze raz, i jeszcze, aż w końcu przejechałaś dłońmi w górę moich ramion i zatrzymałaś je na napiętym bicepsie, co wyraźnie ci się spodobało.
- No już, uspokój się – powiedziałaś cicho, wręcz szeptem. – Dlaczego się denerwujesz?
- A cholera cię wie, co ty masz zamiar mi zrobić – odparłem, ale już w połowie zdania zdałem sobie sprawę, jak głupie jest, więc uśmiechnąłem się półgębkiem i zmieniłem głos na bardziej szelmowski. – Jeszcze mnie zgwałcisz, i co ja zrobię?
Pochyliłaś się z uśmiechem i poczułem gorący oddech przy uchu, gdy mruknęłaś:
- Dojdziesz dziko.
Zacisnąłem pięści na sznurach, a gdy potem jeszcze potarłaś sutkami, przebijającymi przez materiał twojej koszulki, po mojej nagiej piersi, niemal doszczętnie straciłem zmysły. Przestałem już nawet zauważać, jak dużą frajdę ci to sprawiało, szczególnie że teraz zaczęłaś całować mnie po szyi i piersi, dłońmi lekko podrapując moją skórę.  Kurwa, jak teraz chciałem po prostu złapać cię za biodra i wbić się w ciebie aż do samego końca, słyszeć twój krzyk i widzieć ten wyraz rozkoszy na twojej twarzy. Jak ja nienawidziłem być na dole.
- Nie rozumiem, dlaczego śpisz nago – powiedziałaś chyba tylko żeby zwrócić moją uwagę na to, jak zdejmujesz ze mnie prześcieradła i jak dobry widok mam teraz na twoje piersi, których, do cholery jasnej, nie mogę nawet dotknąć.
- Co masz na myśli? – spytałem najbardziej opanowanym głosem, na jaki mogłem się jeszcze zdobyć. Udałem, że nie dostrzegłem tego uśmieszku czającego się w kąciku twoich ust.
- No... ja tak nie mogę – mruknęłaś, lekko wodząc dłonią po moich biodrach i niby to niechcący delikatnie, samymi opuszkami palców przejeżdżając po moim członku. Momentalnie drgnął. Zacisnąłem zęby, powtarzając sobie w myślach, że nie, nie dam ci się manipulować jak marionetką, ale z każdą chwilą było coraz trudniej uwierzyć, że wcale nie chcę ci teraz wbić się w gardło aż po tarczycę.
- Mhm? – wydałem z siebie z udawanym zainteresowaniem, sięgając już po najgłębsze pokłady samokontroli.
- Jak to możliwe – kontynuowałaś jak gdyby nigdy nic, chociaż ten z trudem powstrzymywany śmiech zdradzał, co naprawdę czujesz – że nic ci się nigdzie nie wrzyna ani nic cię nigdzie nie uciska...
Mówiąc to, przejechałaś mi pazurami od piersi po biodra i to tak mocno, że nie mogłem powstrzymać syknięcia, a potem równie delikatnie, co poprzednio, przesunęłaś dłonią po moim członku, powodując, że niemal wyskoczył do ciebie, gdy zadrapania wciąż zbyt bolały, bym mógł go powstrzymać.
Może jednak moje wcześniejsze wyobrażenia o torturach nie były takie na wyrost, jak sądziłem.
- Więc? – zapytałaś znów, bardzo niewinnie, unosząc się na łokciu, drugą ręką jednak wciąż niedbale pocierając moją męskość. – Jak ty to robisz? Zdradź mi swój sekret... Proszę?
- Niech cię szlag, kobieto – warknąłem już bez zahamowań, a ty bezczelnie parsknęłaś triumfalnym śmiechem. Nie byłem w stanie nawet udać, że mi to przeszkadza - byłem tak otumaniony żądzą, że mogłabyś śmiać się jak szalona przez cały czas, a i tak bym to akceptował, jeśli tylko byś mnie ujeżdżała.
Na szczęście zanim dotknąłem dna i zacząłem błagać cię jak pies, żebyś się nade mną zlitowała, ty powiodłaś językiem w dół mojego torsu, a potem znów w górę mojego członka, obserwując mnie ciągle wzrokiem, który zwiastował jedynie więcej cierpienia. Wyobraziłem sobie, jak bardzo zmieniłaby się twoja mina, gdybym teraz schwycił cię za włosy i po prostu spenetrował twoje usta, lecz lekkie potarcie na nadgarstkach przypomniało mi, że jakkolwiek bym nie chciał, nie mam jak tego zrobić.
Uniosłaś go lekko i językiem przesunęłaś po jego podstawie, później powiodłaś naokoło żołędzi i znów wokół czubka; dotykałaś go wargami niemal niewyczuwalnie, składając drobne pocałunki na całej długości, zaczęłaś go nawet łagodnie go podgryzać. Z niecierpliwością czekałem, aż w końcu weźmiesz go w usta, ale nie – w żadnym momencie nie zrobiłaś nic choćby luźno powiązanego z moją chęcią wplątania palców w twoje włosy i zerżnięcia ci gardła.
- Weź go – szepnąłem w końcu; nie mogłem się już powstrzymać, ale na pewno nie miałem zamiaru dać ci satysfakcji słyszenia mojego pełnego głosu, gdy cię proszę o pieszczoty. – Naprawdę, ugryź go, jak musisz, ale zrób cokolwiek.
Przez moment patrzyłaś na mnie błyszczącymi oczami, jakbyś właśnie na to czekała; potem przejechałaś językiem po jego główce z wargami rozwartymi, jakbyś miała zamiar spełnić moją prośbę, jedynie po to, żeby potem się do mnie nieprzyzwoicie uśmiechnąć, ty sadystyczna ruda suko. Warknąłem, nie mogąc nawet powstrzymać ruchu biodrami, zbyt mocno przypominającego błaganie o więcej.
Wreszcie się jednak ulitowałaś, bo rozebrałaś się do końca, patrząc ciągle w moje już pewnie lśniące szaleństwem oczy, po czym znów usiadłaś na moich biodrach. Dłonią, tym razem już mocniej, potarłaś mojego członka, jakby wymagał jeszcze jakiegoś przygotowania, chociaż miałaś na niej tyle śliny, że ciężko było mówić o jakimkolwiek pocieraniu. Mimo to, aż do ostatniej chwili bałem się uwierzyć, że w końcu przestaniesz się nade mną znęcać – a potem nabiłaś się na mnie jednym płynnym ruchem i jednocześnie uwierzyłem, przestałem się bać, straciłem czucie w dłoniach i jęknąłem przeciągle. Zostało mi akurat tyle siły woli, żeby powstrzymać się od dojścia od razu w tym momencie.
- Jak ja cię nienawidzę – wymsknęło mi się, choć miałem szczery zamiar jedynie to pomyśleć; ale twoja twarz, zarazem zadowolona i ogłupiała z rozkoszy, dała mi do zrozumienia, że ci to zupełnie nie przeszkadza. Właściwie to chyba nawet mnie już nie słuchałaś.
Zaczęłaś się poruszać, z początku wolno, a twoje rozchylone wargi tylko drgały bezwiednie, gdy czułaś mnie w sobie, a ja mogłem to dopasować dokładnie do tego, co sam czułem – wszechogarniający ucisk i obezwładniające ciepło, jakbym miał się zaraz rozpłynąć w twoim wnętrzu.
Potem przyspieszyłaś i więzy na moich nadgarstkach zacisnęły się jeszcze mocniej, gdy bezwiednie szarpnąłem nimi, chcąc cię złapać za biodra. Chyba zauważyłaś to gdzieś między westchnięciem a jękiem, bo rozwiązałaś mnie jednym ruchem i tylko pisnęłaś głośniej, gdy schwyciłem cię za biodra i wbiłem się w ciebie głębiej niż sama byłabyś w stanie to zrobić. Opadłaś na mój tors prawie że bezwładnie i wtuliłaś się we mnie; objąłem cię jedną ręką, a drugą wciąż przytrzymywałem twoje biodra i przyspieszyłem jeszcze bardziej, aż twoje jęki przerodziły się w desperackie krzyki. Syknąłem z bólu, gdy wbiłaś paznokcie w moje ramiona, ale tylko zaostrzyło to moje odczucia, i już nie mogłem się powstrzymać ani chwili dłużej.
- Erik, Erik! – krzyknęłaś mi wprost do ucha i to, jak moje imię brzmiało w twoich ustach, przeważyło szalę. Wbiłem się w ciebie mocniej, a potem jeszcze raz, i jeszcze, aż napięcie w lędźwiach stało się wręcz nieznośne, i w końcu, przy akompaniamencie twoich rozpaczliwych krzyków poczułem ten skurcz i wyrzut, i zatopiłem się w tobie najgłębiej, jak tylko zdołałem, by tam się w końcu rozpłynąć.
Poruszałem się tak, mocnymi ruchami, jeszcze przez chwilę, czując pod skórą pracę moich napiętych mięśni, jak tylko w tym stanie zaostrzonych zmysłów, dopóki twoje krzyki nie ustały i nie opadłaś na mnie już całkiem bezwładnie, wyzuta z sił. Ostatnimi siłami przełożyłem cię na pościel, żeby móc spojrzeć z góry na twoje błyszczące oczy i wargi rozwarte we wciąż ciężkim oddechu. Złożyłem kilka pocałunków na twojej szyi i dekolcie, ale ledwo zareagowałaś, myślami wciąż jakby zatopiona w swoim niedawnym spełnieniu, więc tylko pokręciłem głową. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu niemal tak dumnego, jak twój jeszcze pół godziny temu, gdy wyżywałaś na mnie swoją sadystyczną duszę, i musiałem dojść do wniosku, że jednak nie było to bez reszty nieprzyjemne, być zdominowanym przez taką rudą sukę.


[A innego dnia, w innej sytuacji można było usłyszeć:
- Co ty robisz, Erik? Czy to... klamka?
- Ja ręce mam tutaj.
- Czyś ty zgłupiał? Zabierz to ode mnie!]