Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

sobota, 11 kwietnia 2015

[Rzeka Mgieł] Książę (Lyeiess x Raila)

Tytułem wstępu:
Miałam nie pisać tego pairingu (bo fabularnie Lyeiess i Raila mieli się kochać burzliwą, nieskonsumowaną miłością... bla, bla, bla), ale nie potrafiłam oprzeć się pokusie. W poprzednim poście macie opis postaci, jeśli potrzebujecie. Jeśli nie - enjoy ^^

---

Słońce już dawno zaszło za horyzont, kiedy Lady Chirurgia zaczęła ledwie myśleć o położeniu się do łóżka. Uniósłszy ciężką głowę znad równie ciężkiej księgi zawierającej zapis wiedzy zebranej przez wiele lat jej praktyki, spojrzała zmęczonymi oczami na dogasające świece. Dużo łatwiej pracowało się przy świetle dziennym, ale z takim trybem życia tylko wieczorami miała wystarczająco dużo czasu na wypełnianie kroniki; między pacjentami, badaniami, księciem zawracającym jej...
- Raila? – głos Lyeiessa towarzyszył dźwiękowi otwieranych drzwi. – Śpisz?
Nawet nie próbowała powstrzymywać przewrócenia oczami, gdy okręciła się w krześle, aby spojrzeć na księcia. Stał zaraz przy drzwiach z wcale nie małą butelką w ręku zawierającą coś, co wyglądało jak pędzony w stajniach bimber w kolorze gnijącej sczerniałej śledziony. Lady Chirurgia skrzywiła się mimowolnie.
- Co tu robisz tak późno, mój książę? – spytała, opatulając się szczelniej okryciem, coby nie gorszyć władcy swą nocną bielizną.
- Szczerze powiedziawszy, moja droga, stałem pod drzwiami twej komnaty od ostatniej godziny, ale nie byłem pewien, czy nie jesteś już w łożu.
- Dlatego stałeś na korytarzu i nasłuchiwałeś, mój panie? – w jej głosie pobrzmiewał budzący się śmiech i Lyeiess, zniecierpliwiony, postawił na najbliższej wolnej powierzchni dotychczas trzymaną butelkę. Raila rzuciła na nią okiem, po czym przeniosła pytające spojrzenie na księcia.
- Oto powód – rzekł spokojnie. – Najnowszy prezent od centaurów i, jak sądzę, ostatni na pewien czas.
- Co to? – Raila uniosła butelkę i poczęła studiować jej zawartość. Płyn był lekko mętny, niemal czarny, choć widać było, że podbity fioletem. Po odkorkowaniu dowiedziała się bardzo szybko, że nie pachniało wcale lepiej niż wyglądało.
- Również chciałbym to wiedzieć – Lyeiess wzruszył ramionami. – Wygląda to na jakąś ichnią gorzałę. Chciałem to sprawdzić z tobą; jeśli to dla nas szkodliwe, przynajmniej będziesz wiedziała, co robić. I, jak sądzę, dla ciebie będzie to mniej niebezpieczne niż dla takiego zwykłego człowieka, jak ja. Z twą historią rodzinną.
Lady Chirurgia zmrużyła oczy, ale szybko przestała doszukiwać się obrazy w jego słowach. Lyeiess ostentacyjnie odetchnął z ulgą. Potem skądś zostały wyjęte dwa srebrne kielichy i zagrycha w postaci michy pełnej owoców kuss.
- Zdajesz sobie sprawę, mój drogi książę, że najpewniej stracisz przytomność zanim mi choćby zaszumi w głowie? – rzuciła niezobowiązująco Raila, nalewając centaurze wino, gdy już usadowili się przy niskim stoliku służącym medyczce dotychczas jako podstawka pod słoje z preparatami. Lyeiess mógłby przysiąc, że Raila starła z niego ślady jakiegoś płynu zanim rzuciła na podłogę kilka haftowanych poduszek i skinęła na niego dłonią, by usiadł.
Był to zdecydowanie najgorzej smakujący alkohol, jaki oboje kiedykolwiek mieli w ustach, a prawdopodobnie również gorszy niż cokolwiek, co przyszłoby im kiedyś tam mieć. Przypominał smakiem posłodzoną miodem spermę, z lekka ciągliwy, gorzki i klejący się do podniebienia; nawet nie dało się go prędko przełknąć i palił w gardło dłużej niż powinno to być dopuszczalne. Raili jeden łyk przypominał całą szklankę wrzącego dezynfektantu i podobnie sprawiał, że zbierało się na wymioty - ledwo zdołała je powstrzymać. Książę nie zdołał; od razu zbladł i z wdzięcznością przyjął od niej misę, do której następnie desperacko, długo i wyjątkowo ohydnie rzygał.
- Archh... – charknął na koniec i wyprostował się, ocierając łzy z policzków. – Co za obrzydlistwo. Cudowne. Polej jeszcze.
Druga kolejka zeszła Raili łatwiej – mogła nawet rozpoznać poszczególne smaki. Pod dezynfektantem krył się anyż; i samo to już prawie wystarczyło, żeby towarzyszyła Lyeiessowi nad misą. Do tego można się było doszukać ukrytych gdzieś tam poziomek czy może jakichś specyficznych centaurzych jagód, ale niewiele to pomagało. Mimo to zdołała wypić drugą szlankę, a potem jeszcze trzecią i czwartą, podczas gdy książę sobie wesoło rzygał.

---
Raila tylko raz usłyszała mały dzwoneczek przy swojej automatycznej klepsydrze, a już zaczęło jej szumieć w głowie. Należało więc przyznać, że centaurze wino było równie mocne, co niesmaczne.
Lyeiess trwał w stanie, który po tych kilku latach służenia mu swą medyczną wiedzą nauczyła się rozpoznawać jako preludium do bardziej niebezpiecznego, ale też bardziej zabawnego nastroju. Lyeiess bowiem nie upijał się jak normalny człowiek; miał swoje cztery poziomy, i w żadnym nie przejawiał ani plątania się języka, ani zachwiań równowagi, ani nawet przesadnych reakcji. Najpierw stawał się delikatny jak płatki zaschłej róży. Starał się wszystkim dogodzić, bał się kogokolwiek skrzywdzić i dopytywał ciągle, czy wszystko w porządku – do znudzenia. Rzygałaby tym jego zachowaniem, gdyby wcześniej nie była oddała swej treści żołądkowej winu.
Potem książę wchodził w tryb depresji z elementami zabiegania o uwagę, w którym właśnie trwał teraz. Był co prawda mniej irytujący niż jeszcze przed chwilą, ale tylko trochę, i już przygotowywała się psychicznie na nieuniknioną serię błagalnych pytań, po których najpewniej nastąpiłby trzeci etap książęcej libacji. Wpadłby wtedy w całkiem kontrolowaną wściekłość, podjął mnóstwo głupich decyzji, wyzwał kilka osób na pojedynek i część z nich pewnie zabił, aż w końcu by się wypalił i padł nieprzytomnie; tylko po to, żeby wszystkiego po stokroć żałować następnego ranka. Dlatego Raila przezornie zabrała resztkę wina ze stołu i wylała diabelstwo razem z cuchnącą, chlupoczącą zawartością misy do nieczystpływu. Następnie poczęła gotować herbatę nad swoim półodkrytym kominkiem, podczas gdy Lyeiess zanurzał się głębiej w morzu swoich nieszczęść i żalów.
- Raila? – O. W końcu się zaczęło. – Czy ja jestem złym człowiekiem?
Zamarła. Jego głos, nie ubolewający jak zazwyczaj, a naprawdę szczerze przestraszony, przemówił do niej zupełnie inaczej; jakaś cząstka niej zadrżała. Nie było mu siebie szkoda, nie żałował swoich decyzji po raz enty w życiu, nie oczekiwał współczucia ani pocieszenia. Tym razem naprawdę się bał, czy nie stał się po drodze kimś innym niż chciał.
Raila odwróciła się teraz, by na niego spojrzeć. Był oparty niechlujnie o ścianę, jedną dłonią odgarniał do tyłu swoje jasne włosy, drugą ocierał twarz z łez. Podniósł na nią wzrok, niemo błagając o pomoc. Obraz nieszczęścia.
- Książę... – Chciała do niego podejść, ale pokręcił głową.
- Nie chcę być księciem – warknął, i zaraz głos mu się załamał. Wróciła do swojego małego kociołka i po chwili zastanowienia dorzuciła do niego trochę proszku z kozłka lekarskiego, dla uspokojenia. Obserwowała Lyeiessa przez ramię, dopóki nie złapała się na wpatrywaniu się w zarys jego klatki piersiowej pod materiałem koszuli i analizowaniu wszystkich sposobów, w jakie linie jego szyi przechodziły w ostrą krawędź jego żuchwy, gdy zaciskał zęby. Odetchnęła głębiej, czując uderzenie gorąca, i, wmówiwszy sobie, że to tylko powiew od kociołka, zmusiła się, by odwrócić wzrok. Co się z nią działo? Czwarty rok mijał, od kiedy po raz pierwszy postawiła stopę na iaońskiej ziemi, ale nigdy wcześniej się jej coś takiego nie zdarzyło. Książę był przystojny, oczywiście, i nawet jej było trudno tego nie doceniać, ale dotychczas nie było to uczucie tak silne ani... natrętne.
Lyeiess – nawet w tym nieszczęsnym stanie – dostrzegł coś w Raili. Czy były to jej zaczerwienione policzki czy wzrok, którym na niego patrzyła, książę zaczął się przyglądać bardziej i to, jak teraz zadrżała, również nie umknęło jego uwadze. Powoli docierała do niego sytuacja, w której się znajdowali: komnata gorzała żarem kominka, w powietrzu wisiała ciężka aromatyczna para, on półleżał rozchełstany, a koszula nocna Raili okazała się nagle bardzo dobrze dopasowana. Skoczyło mu ciśnienie na samą myśl o tym, co mogłoby się tu wydarzyć; od dawna odnosili się do siebie z pewną dozą poufałości, chociaż nie w taki sposób. Ale... nie. Nie z Railą. Nie mógłby jej tego zrobić.
Nagle przed nim pojawił się cynowy kubek z jakimś ziołowym naparem, co natychmiast wybiło go z transu. Raila, wciąż nieco zaczerwieniona, stała nad nim i prawie że wpychała mu kubek w twarz, więc w końcu poddał się, wypił wszystko duszkiem i zaraz tego pożałował. Herbata była tak gorąca, że aż się rozkaszlał, a przy tym tak dobra, że wolałby się nią delektować dłużej. Raila pokręciła ze zrezygnowaniem głową, gdy na nią spojrzał, by poprosić o dolewkę.
- Nie – powiedziała tylko stanowczo. Lyeiess nie wiedział już, czy jej odmowa znaczyła, że nie chce jej się robić kolejnego naparu, czy że spożył właśnie coś, czego nie należy przedawkować.
Raila usadowiła się naprzeciwko i przyglądała mu bez słowa. Lyeiess przez pewien czas usiłował skupić wzrok na jej twarzy, ale średnio mu to wychodziło, więc w końcu po prostu zamknął oczy. Próbował przypomnieć sobie, o czym rozmawiali wcześniej; gdy wreszcie mu się to udało, zdał sobie sprawę, że nie potrafi wrócić do tamtego nastroju. Mógł wręcz wyczuć ten sztuczny spokój, który nałożyła na niego herbata Raili. Nie był tak do końca pewien, czy jest z tego zadowolony.
- Jak się czujesz? – zapytała ona, najwyraźniej odczytując coś z jego zmarszczonych brwi czy może zmieszania w jego oczach. Nie odpowiedział od razu. – Mój książę?
- Przestań – mruknął, coraz bardziej zły; wiedział, że samo to odpowiedziało na jej pytanie. – Jesteśmy w twoich komnatach. Nikt nas tu nie słyszy. Możesz mówić mi po imieniu.
Raila milczała; mógł obserwować, jak na jej twarzy przewijają się na zmianę zakłopotanie, niepewność i niepokój. Nie zdziwiło go to. Dotychczas nigdy nie ośmieliła się do niego zwracać tak bezpośrednio, poza tamtym razem, gdy rozmawiali podczas jej operacji i za bardzo skupiała się na pacjencie, żeby myśleć o etykiecie. Nawet jeśli dla niej to coś więcej niźli kwestia etykiety.
Wtedy nawet dwukrotnie jej się wymsknęło, przez co Lyeiess był prawie pewien, że w głowie już go tak nazywa. Ale Raila nie była tak prosta. Potem odwiedziła go, żeby przeprosić – mówiła, że nie powinna się była tak spoufalać, że nie chciała, żeby pomyślał, że mówienie mu po imieniu było z jej strony zaproszeniem; i wyszła, nim zdołał wyjaśnić jej, że nic bardziej subtelnego od „tak, weź mnie” nie jest dla niego zaproszeniem. Miała wtedy ten rzadki wyraz twarzy, jakby przebłysk ze środka, z osobowości, którą na co dzień kryła za swoją wiedzą i pewnością siebie: spojrzenie skrzywdzonej dziewczynki. Ten sam wyraz twarzy, który pojawił się dawno temu, gdy po raz pierwszy próbował ją uwieść i nie mogła mu nie odmówić. Ten sam wyraz twarzy, na który patrzył teraz.
- I nie masz się czego bać – dodał po chwili. – Jesteś ze mną bezpieczna. Nigdy nie zrobiłbym niczego, czego byś nie chciała.
Mimo jego słów, Raila wcale nie wydawała się uspokojona. Lyeiess westchnął. To było silniejsze od niej, wiedział o tym; ale od czterech lat nie dał jej żadnego powodu, by sądzić, że chce ją skrzywdzić. Mogłaby już mu wreszcie zaufać, pomyślał z irytacją. Był jednak tak spokojny, że nawet nie mógł się na nią zezłościć, i to zirytowało go jeszcze bardziej.
- Raila, czy kiedykolwiek źle cię traktowałem? – zaczął, chcąc przypomnieć jej wszystkie sytuacje, w których okazał wobec niej wstrzemięźliwość, wsparcie i współczucie – w tej kolejności – ale nie zdążył nawet zacząć następnego zdania, a ona już kręciła głową, choć z oczami wbitymi w ziemię.
- Problem nie tkwi w tobie, mój książę...
I tym razem on jej przerwał, chwytając jej dłoń i zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy.
- Lyeiess. Na imię mi Lyeiess. Błagam, Raila, choć raz, choć z tobą, chciałbym zapomnieć o byciu księciem, o prowadzeniu tego dworu i o tym całym przeklętym życiu. Chciałbym przez ten jeden wieczór być tylko chłopakiem, który spędził cztery lata siejąc pszenicę i kosząc siano. Tylko tyle. Proszę. Czy możesz to dla mnie zrobić?
Im dłużej mówił, tym bardziej nieszczęśliwie Raila wyglądała. Widać było, że chciała, ale nie potrafiła otworzyć ust i powiedzieć jego imienia, tak głęboko zakorzeniony był jej irracjonalny strach przed tego urojonymi konsekwencjami. A świadomość, ile to dla niego znaczy, tylko potęgowała jej uczucie bezsilności.
- Nie chcę cię do niczego w ten sposób zmuszać. Nie chcę cię w ten sposób związać jak przysięgą, ani w żaden inny sposób, skoro o tym mowa. Niczego od ciebie nie wymagam i niczego od ciebie nie oczekuję. To jest tylko prośba, ale znaczy dla mnie bardzo wiele. Od lat nie czułem się nigdzie tak swobodnie i tak zwyczajnie jak przy tobie dzisiaj. Chciałbym mieć w tobie taką właśnie ostoję od tego wszystkiego. Tamta operacja, gdy wysłuchałaś mnie, mówiłaś mi po imieniu i jeszcze dawałaś swoje pragmatyczne rady w ten twój lekceważący sposób, otworzyła mi oczy. Kocham cię, Raila, jak najdroższą przyjaciółkę.
Przez dłuższy czas Raila nie mówiła nic. Wyciągnąwszy brodę spomiędzy jego palców, jedynie wpatrywała się w posadzkę, swoje kolana, rąbek tuniki – Lyeiess widział, jak jej oczy skaczą z przedmiotu na przedmiot, byleby tylko nie patrzeć w jego stronę. W którymś momencie jej ciałem wstrząsnęło coś jak szloch, ale nie wydała z siebie dźwięku, po czym wzięła głębszy oddech i się uspokoiła. Wyglądała teraz bardziej jak zagubiona sarenka niż wnuczka jednej z najsilniejszych orczych szamanek – dopóki w końcu nie uniosła głowy i nie spojrzała wprost na niego.
Nim się spostrzegł, popchnęła go do tyłu i, podwinąwszy koszulę, wspięła mu się na kolana. Była nagle tak blisko, że musiał stłumić odruch odsunięcia się; nie mógł zogniskować wzroku na żadnym punkcie na jej ciele, a cały jego świat przeszedł na wskroś jej obezwładniającym zapachem. Poczuł na policzku jej ciepły oddech, gdy pochyliła się i szepnęła mu do ucha:
- A czy mógłbyś kochać mnie dzisiaj w inny sposób?
Brakowało mu słów, by wyrazić swoje zdumienie, o powietrzu nie wspominając. Przeszedł go dreszcz, zwiastun innych reakcji jego ciała; Raila mogłaby równie dobrze się tam o niego ocierać i nie miałoby to wcale większego efektu. Nawet jeśli tylko siedziała na nim w ten sposób, z jedną ręką wokół jego ramion, a drugą na jego piersi – tylko tyle wystarczyło, aby miał mętlik w głowie.
Oczywiście nie mógł powiedzieć, że tego nie chciał – Raila była mu droga i jeśli tego sobie życzyła, nie odmówiłby jej. Lyeiess miał bowiem wrodzoną zdolność dostrzegania piękna w każdej kobiecie: choćby to była jedna mała rzecz, widział ją i wyciągał na wierzch, nawet nie zwracając uwagi na jakiekolwiek powierzchowne wady. Każda kobieta była dla niego atrakcyjna i Raila nie stanowiła wyjątku. Ale nie mógł przestać myśleć o tym, jak bardzo broniła się przed jakąkolwiek bliskością; tym bardziej nie rozumiał, skąd ta nagła zmiana i co powinien teraz zrobić. Być może taki wpływ miało na nią to przeklęte wino – i w takim razie nie wolno mu było tego wykorzystać, nieważne, jak nalegała – ale wydawała się całkiem trzeźwa, zupełnie taka, jak zawsze. Poza tym drobnym szczegółem, że obejmowała jego biodra nagimi udami, a na szyi czuł jej oddech, gorętszy, zdawałoby się, z każdą mijającą chwilą.
Lub może potrzebowała bliskości po tym, jak przypomniał jej o jej troskach, a tylko tak potrafiła o nią poprosić. Może chciała udowodnić, że mu ufa, dać mu pocieszenie – którego nie potrzebował, a na pewno nie w taki sposób. Pod żadnym pozorem nie chciał jej skrzywdzić ani też kochać się z nią tylko po to, aby oglądać potem, jak tego żałuje. Gdyby tylko mógł być pewien, że przezwyciężyła swój strach i naprawdę chce iść z nim tą drogą.
Chociaż może po prostu poczuła nagłą potrzebę czy chęć, a do niego jej akurat najbliżej. Nie przeszkadzałoby mu to. Pozwoliłby jej się wykorzystać na wszystkie możliwe sposoby, jeśli naprawdę by tego chciała. Cholera, miał nadzieję, że tego właśnie chciała. Ale nadzieja to nie pewność.
- Raila... – powiedział z cicha, jedynie głosem przekazując jej swoje obawy. Uniosła głowę znad jego ramienia, by spojrzeć mu w twarz: brwi miała ściągnięte, wzrok wcale nie pewny, ale prawie że błagalny. Jakby prosiła go, żeby po prostu się nią zajął i nie zmuszał jej, by powiedziała to na głos. Bolało go, że nie mógł tego zrobić.
Tak naprawdę nie wiedział, co się z nią stało, że taka była. Nigdy mu nie powiedziała, a on nie czuł się upoważniony, żeby pytać. Nie chciała jego „nadmiernej uwagi”, jak sama to kiedyś określiła, i tyle wystarczyło; podejrzewał jednak najgorsze. Nie chciał jej teraz skrzywdzić jeszcze bardziej.
- Nie musisz się martwić, mój książę – powiedziała cicho, ale spokojnie, mimo że czuł, jak lekko drży. Bezwolnie objął ją ramieniem, choć ledwie moment temu nie chciał odcinać jej drogi ucieczki, gdyby jeszcze zmieniła zdanie. – Boję się trochę, ale ufam ci i wiem, że mnie nie skrzywdzisz.
- Nie rób tego dla mnie, Raila – jęknął Lyeiess, choć coś go już gryzło w gardle tylko po tych jej kilku słowach. – Czy naprawdę tego chcesz? Ty, sama?
- Tak – odparła Raila znacznie pewniejszym głosem, po czym znów pochyliła się do jego ucha. Lyeiess nawet nie powstrzymywał dreszczu, gdy poczuł na policzku jej uśmiech, jak mówiła. – Weź mnie, mój książę.
Lyeiess zacisnął palce na jej boku; wszelkie zahamowania puściły. Raila drgnęła, kiedy z pewnością poczuła jego podniecenie, ale tylko bardziej przylgnęła do jego torsu. Drugą ręką Lyeiess powiódł w górę jej uda, podwijąc tunikę aż odsłonił całe jej ciało. Pozwolił ustom błądzić po jej piersiach, podczas gdy ona zsunęła koszulę przez głowę, powstrzymując jęki.
Rozkoszował się smakiem jej sutków, lekkim bólem po jej paznokciach orających mu ramiona, jej aromatem i bliskością. Pozwolił sobie w końcu zapomnieć się w tym, jak jej naga skóra delikatnie ustępowała pod jego palcami, i w cichych, desperackich dźwiękach, które wyrywały się z jej ust, gdy pieścił jej talię, biodra i uda; pozwolił sobie zapomnieć o swoich obowiązkach i problemach grodu. Miał szczery zamiar wziąć ją tak, jak tego chciała, i dać jej rozkosz, której pragnęła. Najwyższa pora.
Chwyciwszy ją mocno w pasie, położył ją na wznak na poduszkach, sam unosząc się nad nią podparty na łokciu. Odwróciła głowę nieco zawstydzona, ale złapał ją za podbródek. Odgarnął jej z twarzy kosmyk włosów, odsłaniając jej pusty oczodół, i wpatrywał się w niego przez moment. Potem w końcu pochylił się, by skosztować jej warg – a ona zachłannie uniosła się ku niemu, sięgając mu dłonią do karku, jakby bała się, że nagle jej ucieknie. Ich języki splotły się; między jednym gorącym oddechem a drugim Lyeiess oderwał się od niej wbrew jej prostestom, by przysiąść na piętach, i, rozwiązując koszulę, omiótł wzrokiem jej ciało. Jej piersi nie były duże, ale miały ładny kształt, który doskonale pasował do jej głębokiego, bardzo orczego wcięcia w talii, gładko przechodzącej w niezbyt szerokie, ale wyraźnie zarysowane biodra. Gdy wygięła się w łuk, by się lepiej ułożyć, uwidoczniły się jej skrzydła miedniczne i Lyeiess musiał przyznać, że tylko bardziej go to podnieciło. Zerwał z siebie koszulę i znów, wodząc dłońmi w górę jej ud i wyżej, ułożył się na niej. Pocałował ją w usta, a potem zszedł na szyję; piersi Raili uderzyły wręcz o jego skórę, gdy wygięła się w rozkoszy, a z jej ust wyrwał się przeciągły jęk. Lyeiess uśmiechnął się, zadowolony z siebie, i przygryzł jej ramię ponownie. Potem zszedł niżej – i jeszcze niżej, skupiając się bardziej na jej łonie niż biuście, aż w końcu uniósł ją lekko, by móc zasmakować jej odpowiedzi na te pieszczoty.
Zachłysnęła się powietrzem – i zaraz zakryła usta dłońmi, by nie pisnąć, gdy wsunął w nią język. Aromat jej ciała mieszał się z zapachem ziół rozwieszonych do suszenia w komnacie; jej płatki zapraszały go, więc badał je głębiej i zachłanniej z każdą chwilą, aż Raila nie mogła już dłużej się powstrzymywać i krzyknęła z rozkoszy, zaplatając palce w jego włosy, to odpychając, to przyciągając go bliżej. Lyeiess błądził palcami po jej ciele, ale daleko mu było do końca. Uniósł się z lekka i sięgnął wargami do jej łechtaczki... ale jej nie znalazł.
Przez krótki, bardzo krótki moment przeklinał w myślach swoją nieudolność, lecz w końcu dotarło do niego, że nie mógł nagle zapomnieć, gdzie znaleźć ten mały klucz do doprowadzenia kobiety do szaleństwa. A potem zrozumiał, co to znaczyło.
Uniósł wzrok na Railę, ale ona patrzyła gdzieś w bok; w jej oku lśniły łzy. Lyeiess odnalazł palcami jej dłoń i ścisnął lekko, ale zupełnie nie zareagowała, więc wysunął się spomiędzy jej nóg, by położyć się obok. Wtedy ona chwyciła jego ramiona, wystraszona, że odchodzi, i w końcu odważyła się spojrzeć mu w oczy. Wzięła głębszy wdech.
- Orczyce robią to, żeby być większym wyzwaniem – zaczęła, ale Lyeiess powstrzymał ją gestem.
- Wiem – powiedział tylko. Ku jego zdumieniu, zabrzmiało to bardzo gniewnie. Raila musiała domyślić się, że to nie było dla niego wyjaśnienie.
- Może i nie jestem orczycą, ale wśród nich się urodziłam. Dla mojej matki i babki była to wręcz religijna powinność.
- Czyż orczyce nie robią tego z własnej woli? Nie dali ci wyboru?
Pokręciła głową.
- Matka oczywiście poczekała, aż osiągnę odpowiedni wiek, ale nigdy nie widziała możliwości, że mogłabym się nie zgodzić, czy choćby tego nie chcieć. Po tym, jak uciekłam, nie miała zamiaru pozwolić, bym przyniosła jej jeszcze większą hańbę, więc...
Lyeiess zamknął jej usta pocałunkiem.
- To rozmowa na inny wieczór – rzekł cicho, a ona spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem. – Teraz mam ważniejsze sprawy, którymi muszę się zająć.
I sięgnął dłonią w dół; Raila próbowała go powstrzymać, ale chwycił jej nadgarstek drugą ręką. Jej głowa opadła bezwiednie na poduszki, a z gardła wydarł się jęk, gdy Lyeiess wsunął w nią palce, nie przejmując się zbytnio jej protestami.
- Książę... – szepnęła, a gdy przewrócił oczami, prawie zaczęła płakać. – Przestań, proszę, choć na chwilę...
Przerwał więc i skupił na niej wzrok, nieco już rozmazany przez wzrastające na nowo podniecenie.
- Tak? – ponaglił ją bezczelnie, chociaż doskonale widział, że ledwo może złapać oddech.
- Przepraszam – wyszeptała między sapnięciami. – Ale nie musisz tego robić, mój książę. Zrozumiem, jeżeli nie zechcesz mnie w takim stanie...
- Ach, tak, tak bardzo cię nie chcę, że aż nie mogę powstrzymać swych palców, och, ja biedny żuczek, i cóż mi teraz począć? – rzekł tak sarkastycznie, jak tylko zdołał, a na potwierdzenie swych słów poruszył dłonią, wyrywając jej z ust desperacki jęk. – Nie wątpię, że zostałaś skrzywdzona, i doceniam to, że się przede mną otworzyłaś. Nie mam zamiaru poddawać się ze względu na taką drobnostkę.
- To nie jest drobnostka – warknęła na niego, ale tylko na wpół poważnie. Wyszczerzył zęby.
- Na twoje szczęście, droga Railo, lubię wyzwania.
I powrócił do pieszczot, skutecznie uniemożliwiając jej dalszą dyskusję. Cokolwiek chciała jeszcze powiedzieć, z jej rozwartych warg wyrwał się jedynie z trudem tłumiony krzyk, a potem łańcuch kolejnych. Lyeiess w końcu wrócił do jej szyi, błądząc po niej wargami i delikatnie przygryzając skórę, aż Raila nie szarpnęła się i nie wtuliła w niego twarzy, żeby jego piersią zagłuszyć swój finalny krzyk.
- Ależ nie musisz się powstrzymywać – powiedział na to, obserwując z lekkim rozbawieniem jej zaczerwienione policzki i pierś falującą w ciężkim oddechu, i usta, którymi poruszała bezskładnie, próbując mu odpowiedzieć. Potem uniósł swą dłoń, by powoli zlizać jej wilgoć z palców, i patrzył, jak Raila czerwieni się jeszcze bardziej. Zaśmiał się pod nosem i pocałował ją w czoło, a ona tylko trzepnęła go w ramię, wciąż nie do końca zdolna do jakiejkolwiek riposty.
- Zaspokojona? – zapytał. Raila pokiwała głową, choć musiała wiedzieć, że wcale nie potrzebował potwierdzenia. Zsunął się z niej i chwycił swoją koszulę.
- Co... Książę? Dlaczego idziesz? – szepnęła zdumiona, z trudem opanowując oddech.
- Na mnie już czas – rzekł spokojnie. – Gdybym męczył cię tak dalej, boję się, że mogłabyś wybuchnąć jak mądry goblin w swojej pracowni. Dlatego koniec na dzisiaj.
Już zaczął zabierać się do zakładania swojej koszuli, gdy wtem poczuł jej dłoń na nogawicach. Spojrzał na nią zdziwiony. Jej policzki były czerwone jak clerothverskie poziomki, ale wzrok miała zdecydowany.
- Jeśli naprawdę sądzisz, że wypuszczę cię stąd w takim stanie, to nie znasz mnie za dobrze. Choćby sama moja pozycja zobowiązuje mnie, by dbać o twoje zdrowie.
Lyeiess nagle nie mógł oderwać wzroku od jej nagiej formy klęczącej na poduszkach pod jego stopami.
- Nic mi nie mów o pozycjach... Poza tym, nieważne! Mogę dbać o nie sam, nie musisz tego... – Ale ona już z wprawą godną chirurga rozwiązywała rzemyki. – Rai... Niech cię szlag, kobiet-ooch...
Jej wargi były tak miękkie, a język tak ciepły, że Lyeiess bał się, że zaraz straci kontrolę. Nie powstrzymując nawet przeciągłego jęku, cofnął się; lecz natknął się na ścianę i Raila jedynie przysunęła się bliżej, by znów wziąć go w usta. Nie mogła być dziewicą, przeszło mu przez myśl, gdy wprawnie poruszała głową i szybko, acz niezwykle dokładnie obiegała go językiem. Nie chciał sobie na to pozwolić, ale w końcu poddał się obezwładniającym go uczuciom - nie do końca z własnej woli schwycił Railę za włosy i wbił się w jej usta najgłębiej, jak zdołał. Jak przez mgłę poczuł jej dłonie na swoich biodrach, a gdy wreszcie ją puścił, Raila z trudem powstrzymała strużkę śliny od spadnięcia na poduszki; zakrztusiła się przy tym lekko i łzy stanęły w jej oku, ale Lyeiess nie mógł zmusić się, by się tym przejąć. Podniósł ją na ręce i przeniósł na łoże; spodziewał się jakiegoś protestu, ale Raila już całkowicie mu się poddała. Jeśli cokolwiek, tylko bardziej go to rozpaliło.
Założywszy sobie jej nogi na ramiona, całował je zachłannie od kostek w dół, aż dotarł do jej łona; zachłysnęła się powietrzem, gdy poczuła na sobie jego język, który obiegał ją bezładnie, szaleńczo wręcz, nie opuszczając żadnego miejsca bez poświęcenia mu należytej uwagi. Nie zostawił nawet tego, któremu bez sensu było poświęcać choćby i chwilę – Raila zaś ze zdumieniem odkryła, że gdy robił to tak silnie, mogła ciągnąć z tego przyjemność, której dotychczas nigdy nie zaznała.
Potem Lyeiess uniósł się lekko, by na nią spojrzeć – jego usta lśniły wilgocią w migocącym świetle świec. Jego palce jakby same z siebie poszły w ruch, wodził nimi po niej delikatnie i zupełnie nieinwazyjnie, choć każde dotknięcie powodowało falę dreszczy.
Raila, mimo że był to pierwszy raz, gdy książę stracił przy niej panowanie nad sobą, wciąż czuła się bezpiecznie. Jakkolwiek agresywny czy zachłanny by nie był, w jej głowie nawet na moment nie postała myśl, że mógłby chcieć ją skrzywdzić; a teraz, gdy patrzył na nią z tym pierwotnym głodem w oczach, była wręcz szczęśliwa, że dostrzegł w niej kobietę.
Na bogów, jaka się z niej zrobiła miękka klucha.
Lyeiess, poświęciwszy odpowiednio dużo uwagi jej piersiom, wspinał się coraz wyżej, aż, składając pojedyncze pocałunki na jej szyi, dotarł do jej ust i wpił się w nie bezceremonialnie, prawie odcinając jej dopływ powietrza. Potem odciął go całkowicie, przyduszając ją ręką, i Raila ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że jej się to niezwykle podoba; tymczasem on wsunął się między jej nogi i począł drugą ręką zaspokajać sam siebie. Nie minęła nawet minuta, a Raila już nie mogła tego dłużej znieść. Z jej ust zaczęły wymykać się słumione jęki i ciche piski, gdy błagała go bez słów, by wreszcie ją wziął, mocno i zachłannie, i zupełnie bezlitośnie; by dał jej to, czego pragnęła od tak dawna, lecz dopiero gdy on pokazał jej, co potrafi z nią uczynić, pozwoliła sobie to dostrzec. Lyeiess przez moment bezczelnie obserwował jej męczarnie, jej delikatne ruchy bioder i na wpół rozwarte, drżące z przyjemności powieki.
W końcu jednak musiało odezwać się jego zmaltretowane sumienie, bo miłosiernie ułożył się nad nią i Raila nagle poczuła uderzenie gorąca; serce poczęło tłuc się jej w piersi, z podniecenia i strachu jednocześnie. Od wielu lat, zbyt wielu, nie miała żadnych doświadczeń... tej natury. Czuła się niemal tak, jakby miała stracić dziewictwo po raz drugi; i dotychczas nie myślała, że byłoby to tak przerażające. A potem on gładko w nią wszedł i momentalnie przestała myśleć w ogóle.
Zupełnie nie zabolało i przez chwilę była zdumiona. Gdy jednak książę zaczął się poruszać, odezwały się słabe ukłucia tu i ówdzie, jakby jednak jej ciało musiało jej przypomnieć, że nic, co piękne, nie może trwać wiecznie. Lyeiess miał jednak takie wyczucie i tak bardzo się starał, że robiła, co w jej mocy, żeby tego nie okazywać – ale nie było to takie proste i w końcu, przypadkiem i zupełnie niechcący, syknęła cicho. Zatrzymał się.
- Wszystko w porządku? – zapytał szczerze zaniepokojonym, choć zasapanym głosem. Raila była tak skupiona na własnych odczuciach, że dopiero teraz dostrzegła, iż Lyeiess już dawno zatracił się w przyjemności. Wyobraziła sobie, co musiał czuć, wsuwając się rytmicznie w jej ciepłe, ciasne wnętrze, i jak wiele wysiłku od niego wymagało, by przerwać choćby na tę chwilę, i znów prawie się rozpłakała. Był dla niej taki dobry, od zawsze, a ona nawet nie potrafi mu odpłacić tak, jak powinna. A gdy dotarło do niej, że Lyeiess nigdy nie oczekiwałby od niej niczego w zamian za żadne swoje zachowanie, tym bliżej była rozklejenia się.
Lyeiess patrzył na nią uważnie, wciąż czekając na jakikolwiek znak z jej strony, że wszystko jest w porządku i że może kontynuować, lecz nic nie zrobiła. I gdy już, już miał zamiar się wycofywać, ona owinęła ręce wokół jego ramion. Ich spojrzenia splotły się: jej zdrowe oko było podbite łzami, choć wyraźnie była zdecydowana i nawet puste miejsce widniejące obok wyglądało na pewne swojej decyzji. Książę uśmiechnął się lekko do swojej wyobraźni, podrzucającej mu widok oczodołu z miną pięciolatka, który gra dorosłego, po czym szybko przekształcił go w pocieszający, uspokajający uśmiech dla Raili, i tylko modlił się, by się nie zorientowała, że ją patronizuje. Głównie dlatego, że policzek zadany jej ręką był z reguły bardzo bolesny.
- Raila? – spróbował ponownie. – Boli?
- Trochę – odparła nieco naburmuszona, ale miał wrażenie, że złościła się bardziej na swoje niewprawione ciało. – Właściwie, prawie że w ogóle niemal nie.
Nie zdołał się w czas powstrzymać i parsknął śmiechem, i oberwał w ramię dokładnie tak, jak się spodziewał. Udało jej się nawet wyrwać mu z ust jęknięcie, gdy trafiła kością prosto w mięsień i łokieć się pod nim ugiął – ale nie narzekał, gdy wylądował twarzą w jej biuście.
- Ała – zamarudził niezbyt przekonująco, przekomarzając się głównie z jej nabrzmiałym sutkiem.
- Sam jesteś sobie winien. – W jej głosie brzmiało rozbawienie. Lyeiess spojrzał na jej uśmiechniętą twarz, tak cudownie odzwierciedlającą to, co czuł, że musiał ją pocałować. Musnął jej wargi delikatnie swoimi i został nagrodzony jej słodkim westchnięciem; a gdy w końcu zagłębił język w jej ustach, przymknął powieki i zatopił się bezwiednie w jej smaku. Gdyby był z cukru, właśnie roztapiałaby mu się twarz, i najpewniej byłaby jedną z ostatnich jeszcze istniejących części jego ciała.
Objął ją ciaśniej, przyciskając się do jej nagiej piersi. Czuł na policzku jej gorące oddechy, gdy znów począł się z lekka poruszać, coraz bardziej się cofając i coraz szybciej wracając z każdym kolejnym ruchem. Nim się obejrzał, palce miał wplecione między jej, ich usta niemalże nie mogły się od siebie oderwać, a w lędźwiach czuł narastający skurcz od wysiłku, gdy już nie kochał, a rżnął ją – rytmicznie, łapczywie, bestialsko. Raila wiła się pod nim, jęczała, krzyczała, orała mu palcami ramiona. Jej twarz była tak blisko, że nie mógł skupić na niej wzroku. Wszystko było zatopione we mgle; gęstniała pod jego powiekami, aż cały jego świat skurczył się do jej rozkosznych, coraz to głośniejszych jęków, wdzierających mu się głęboko, namiętnie do najciemniejszych zakamarków świadomości. Jedyne, co czuł, to jak tracił zmysły; jeden po drugim opuszczały go, poddając się fali rozkoszy, która tylko czekała, aż jej się odda, aż pozwoli zalać się natłokiem wrażeń, abstrakcyjnym wrażeniem, że obsuwa się z ziemi i zawisa w oszałamiającym eterze.
- Lyeiess, Lyeiess, Lyeiess! – dotarło do niego przez ten odmęt i zamęt, a jego imię brzmiało tak cudownie w jej rozwartych w rozkoszy ustach, że coś w nim się złamało, jakby tama puściła; fala wezbrała i opadła na niego, przypierając go do Raili, zaciskając jego palce tak mocno, że był pewien, że połamie jej dłonie, podczas gdy ona wykrzykiwała jego imię coraz głośniej i coraz bardziej, aż nie słychać było już zgłosek, a tylko przeciągły, ekstatyczny wrzask, gdy ta sama fala przytłoczyła i ją.
W końcu wszystko opadło. Lyeiess, wyzuty z sił, pozwolił sobie położyć czoło na jej gorącym ramieniu; czuł jej pierś, wzbierającą i opadającą w rytm pływów, które wciąż pulsowały gdzieś w jego głowie. Jego mięśnie drżały, próbując się poluźnić, ale jakby jeszcze nie były w stanie. Poddał się temu obezwładniającemu uczuciu spełnienia – nie walczył z nim, nie było sensu. Czekał tylko, aż przeminie i znów będzie mógł się ruszyć, a tymczasem delektował się jej bliskością i zapachem, i tym słonawym smakiem, który wciąż lgnął do jego warg.
W końcu jednak zsunął się z niej, a po dłuższej chwili również z łoża, choć z dużo większym wysiłkiem. Za oknem właśnie budził się świt; z ust Lyeiessa wyrwał się zbolały jęk, gdy dotarło do niego, że nie zaznał ani minuty snu przez całą noc. Już teraz mógł sobie wyobrazić, jak bardzo będzie cierpiał, usiłując nie usnąć na dzisiejszych audiencjach, ale wtedy tylko spojrzał na Railę, leżącą w rozchełstanej pościeli, z nogami wciąż nie do końca złożonymi i połową twarzy pokrytą łzami rozkoszy. Wyglądała jak najbardziej zaspokojona kobieta na świecie i Lyeiess nie mógł już sobie przypomnieć, czego miałby żałować.
Raila uniosła na niego wzrok, gdy zawiązywał nogawice i narzucał koszulę. Ich oczy spotkały się; kobieta uśmiechnęła się szeroko, choć jej pierś wciąż falowała w nieopanowanym oddechu. Zaśmiał się cicho z dumą i pocałował ją, by po raz ostatni tego wieczoru skosztować jej słodkich warg. Już miał zamiar się oderwać, gdy ona pogłębiła pocałunek, a potem pozwoliła mu podnieść się do pionu. Jej biodra wciąż, jakby same z siebie, poruszały się lekko, niemalże niewidocznie, i Lyeiess nie mógł powstrzymać bezczelnego uśmiechu.
Odprowadziła go do wyjścia, chyba jedynie po to, by zgarnąć spod ściany swą koszulę nocną. Już stał za progiem, gdy rzuciły mu się w oko zioła, a szczególnie sznury, którymi Raila zawieszała je na wieszaku do suszenia. Przekrzywił głowę, przyglądając im się.
- Może następnym razem cię zwiążę – uśmiechnął się zadziornie, ale kąciki jej warg nawet nie drgnęły w odpowiedzi. Jej głos był absolutnie poważny, beznamiętny wręcz, gdy przebiła pustym wzrokiem jego pierś i rzekła:
- Nie będzie następnego razu. – Zamknęła mu drzwi przed nosem i tylko przez szpary między deskami mógł dosłyszeć jej stłumiony szept. - ...mój książę.

[A 5 minut później pod komnatą Lyeiessa...
- Och, jaśniepan już nie śpi?
- Nie, jaśniepan jeszcze nie śpi. Jaśniepan nie będzie teraz wychodził z łóżka przez, kurwa, cztery dni.
- To już się jaśniepanu zdarzało...]