Miałam nie pisać tego pairingu (bo fabularnie Lyeiess i Raila mieli się kochać burzliwą, nieskonsumowaną miłością... bla, bla, bla), ale nie potrafiłam oprzeć się pokusie. W poprzednim poście macie opis postaci, jeśli potrzebujecie. Jeśli nie - enjoy ^^
---
Słońce już dawno zaszło za horyzont, kiedy Lady Chirurgia zaczęła ledwie myśleć o położeniu się do łóżka. Uniósłszy ciężką głowę znad równie ciężkiej księgi zawierającej zapis wiedzy zebranej przez wiele lat jej praktyki, spojrzała zmęczonymi oczami na dogasające świece. Dużo łatwiej pracowało się przy świetle dziennym, ale z takim trybem życia tylko wieczorami miała wystarczająco dużo czasu na wypełnianie kroniki; między pacjentami, badaniami, księciem zawracającym jej...
- Raila? – głos Lyeiessa towarzyszył dźwiękowi
otwieranych drzwi. – Śpisz?
Nawet nie próbowała powstrzymywać przewrócenia oczami, gdy okręciła się w krześle, aby spojrzeć na księcia. Stał
zaraz przy drzwiach z wcale nie małą butelką w ręku zawierającą coś, co
wyglądało jak pędzony w stajniach bimber w kolorze gnijącej sczerniałej śledziony.
Lady Chirurgia skrzywiła się mimowolnie.
- Co tu robisz tak późno, mój książę? – spytała,
opatulając się szczelniej okryciem, coby nie gorszyć władcy swą nocną bielizną.
- Szczerze powiedziawszy, moja droga, stałem pod
drzwiami twej komnaty od ostatniej godziny, ale nie byłem pewien, czy nie
jesteś już w łożu.
- Dlatego stałeś na korytarzu i nasłuchiwałeś, mój
panie? – w jej głosie pobrzmiewał budzący się śmiech i Lyeiess,
zniecierpliwiony, postawił na najbliższej wolnej powierzchni dotychczas trzymaną
butelkę. Raila rzuciła na nią okiem, po czym przeniosła pytające spojrzenie na
księcia.
- Oto powód – rzekł spokojnie. – Najnowszy prezent
od centaurów i, jak sądzę, ostatni na pewien czas.
- Co to? – Raila uniosła butelkę i poczęła
studiować jej zawartość. Płyn był lekko mętny, niemal czarny, choć widać było,
że podbity fioletem. Po odkorkowaniu dowiedziała się bardzo szybko, że nie
pachniało wcale lepiej niż wyglądało.
- Również chciałbym to wiedzieć – Lyeiess wzruszył
ramionami. – Wygląda to na jakąś ichnią gorzałę. Chciałem to sprawdzić z tobą;
jeśli to dla nas szkodliwe, przynajmniej będziesz wiedziała, co robić. I, jak
sądzę, dla ciebie będzie to mniej niebezpieczne niż dla takiego zwykłego
człowieka, jak ja. Z twą historią rodzinną.
Lady Chirurgia zmrużyła oczy, ale szybko przestała
doszukiwać się obrazy w jego słowach. Lyeiess ostentacyjnie odetchnął z ulgą.
Potem skądś zostały wyjęte dwa srebrne kielichy i zagrycha w postaci michy
pełnej owoców kuss.
- Zdajesz sobie sprawę, mój drogi książę, że najpewniej
stracisz przytomność zanim mi choćby zaszumi w głowie? – rzuciła
niezobowiązująco Raila, nalewając centaurze wino, gdy już usadowili się przy
niskim stoliku służącym medyczce dotychczas jako podstawka pod słoje z
preparatami. Lyeiess mógłby przysiąc, że Raila starła z niego ślady jakiegoś płynu
zanim rzuciła na podłogę kilka haftowanych poduszek i skinęła na niego dłonią,
by usiadł.
Był to zdecydowanie najgorzej smakujący alkohol,
jaki oboje kiedykolwiek mieli w ustach, a prawdopodobnie również gorszy niż
cokolwiek, co przyszłoby im kiedyś tam mieć. Przypominał smakiem posłodzoną
miodem spermę, z lekka ciągliwy, gorzki i klejący się do podniebienia; nawet
nie dało się go prędko przełknąć i palił w gardło dłużej niż powinno to być
dopuszczalne. Raili jeden łyk przypominał całą szklankę wrzącego dezynfektantu
i podobnie sprawiał, że zbierało się na wymioty - ledwo zdołała je powstrzymać. Książę nie zdołał; od razu zbladł i z wdzięcznością przyjął od niej misę, do
której następnie desperacko, długo i wyjątkowo ohydnie rzygał.
- Archh... – charknął na koniec i wyprostował się,
ocierając łzy z policzków. – Co za obrzydlistwo. Cudowne. Polej jeszcze.
Druga kolejka zeszła Raili łatwiej – mogła nawet
rozpoznać poszczególne smaki. Pod dezynfektantem krył się anyż; i samo to już
prawie wystarczyło, żeby towarzyszyła Lyeiessowi nad misą. Do tego można się
było doszukać ukrytych gdzieś tam poziomek czy może jakichś specyficznych
centaurzych jagód, ale niewiele to pomagało. Mimo to zdołała wypić drugą
szlankę, a potem jeszcze trzecią i czwartą, podczas gdy książę sobie wesoło
rzygał.
---
Raila tylko raz usłyszała mały dzwoneczek przy
swojej automatycznej klepsydrze, a już zaczęło jej szumieć w głowie. Należało
więc przyznać, że centaurze wino było równie mocne, co niesmaczne.
Lyeiess trwał w stanie, który po tych kilku latach
służenia mu swą medyczną wiedzą nauczyła się rozpoznawać jako preludium do
bardziej niebezpiecznego, ale też bardziej zabawnego nastroju. Lyeiess bowiem
nie upijał się jak normalny człowiek; miał swoje cztery poziomy, i w żadnym nie
przejawiał ani plątania się języka, ani zachwiań równowagi, ani nawet
przesadnych reakcji. Najpierw stawał się delikatny jak płatki zaschłej róży.
Starał się wszystkim dogodzić, bał się kogokolwiek skrzywdzić i dopytywał
ciągle, czy wszystko w porządku – do znudzenia. Rzygałaby tym jego zachowaniem,
gdyby wcześniej nie była oddała swej treści żołądkowej winu.
Potem książę wchodził w tryb depresji z elementami
zabiegania o uwagę, w którym właśnie trwał teraz. Był co prawda mniej irytujący
niż jeszcze przed chwilą, ale tylko trochę, i już przygotowywała się
psychicznie na nieuniknioną serię błagalnych pytań, po których najpewniej
nastąpiłby trzeci etap książęcej libacji. Wpadłby wtedy w całkiem kontrolowaną
wściekłość, podjął mnóstwo głupich decyzji, wyzwał kilka osób na pojedynek i
część z nich pewnie zabił, aż w końcu by się wypalił i padł nieprzytomnie;
tylko po to, żeby wszystkiego po stokroć żałować następnego ranka. Dlatego
Raila przezornie zabrała resztkę wina ze stołu i wylała diabelstwo razem z
cuchnącą, chlupoczącą zawartością misy do nieczystpływu. Następnie poczęła
gotować herbatę nad swoim półodkrytym kominkiem, podczas gdy Lyeiess zanurzał
się głębiej w morzu swoich nieszczęść i żalów.
- Raila? – O. W końcu się zaczęło. – Czy ja jestem
złym człowiekiem?
Zamarła. Jego głos, nie ubolewający jak zazwyczaj,
a naprawdę szczerze przestraszony, przemówił do niej zupełnie inaczej; jakaś
cząstka niej zadrżała. Nie było mu siebie szkoda, nie żałował swoich decyzji po
raz enty w życiu, nie oczekiwał współczucia ani pocieszenia. Tym razem naprawdę
się bał, czy nie stał się po drodze kimś innym niż chciał.
Raila odwróciła się teraz, by na niego spojrzeć.
Był oparty niechlujnie o ścianę, jedną dłonią odgarniał do tyłu swoje jasne
włosy, drugą ocierał twarz z łez. Podniósł na nią wzrok, niemo błagając o
pomoc. Obraz nieszczęścia.
- Książę... – Chciała do niego podejść, ale
pokręcił głową.
- Nie chcę być księciem – warknął, i zaraz głos mu
się załamał. Wróciła do swojego małego kociołka i po chwili zastanowienia
dorzuciła do niego trochę proszku z kozłka lekarskiego, dla uspokojenia.
Obserwowała Lyeiessa przez ramię, dopóki nie złapała się na wpatrywaniu się w
zarys jego klatki piersiowej pod materiałem koszuli i analizowaniu wszystkich
sposobów, w jakie linie jego szyi przechodziły w ostrą krawędź jego żuchwy, gdy
zaciskał zęby. Odetchnęła głębiej, czując uderzenie gorąca, i, wmówiwszy sobie,
że to tylko powiew od kociołka, zmusiła się, by odwrócić wzrok. Co się z nią
działo? Czwarty rok mijał, od kiedy po raz pierwszy postawiła stopę na
iaońskiej ziemi, ale nigdy wcześniej się jej coś takiego nie zdarzyło. Książę
był przystojny, oczywiście, i nawet jej było trudno tego nie doceniać, ale
dotychczas nie było to uczucie tak silne ani... natrętne.
Lyeiess – nawet w tym nieszczęsnym stanie –
dostrzegł coś w Raili. Czy były to jej zaczerwienione policzki czy wzrok,
którym na niego patrzyła, książę zaczął się przyglądać bardziej i to, jak teraz
zadrżała, również nie umknęło jego uwadze. Powoli docierała do niego sytuacja,
w której się znajdowali: komnata gorzała żarem kominka, w powietrzu wisiała
ciężka aromatyczna para, on półleżał rozchełstany, a koszula nocna Raili
okazała się nagle bardzo dobrze dopasowana. Skoczyło mu ciśnienie na samą myśl
o tym, co mogłoby się tu wydarzyć; od dawna odnosili się do siebie z pewną dozą
poufałości, chociaż nie w taki sposób. Ale... nie. Nie z Railą. Nie mógłby jej
tego zrobić.
Nagle przed nim pojawił się cynowy kubek z jakimś
ziołowym naparem, co natychmiast wybiło go z transu. Raila, wciąż nieco
zaczerwieniona, stała nad nim i prawie że wpychała mu kubek w twarz, więc w
końcu poddał się, wypił wszystko duszkiem i zaraz tego pożałował. Herbata była
tak gorąca, że aż się rozkaszlał, a przy tym tak dobra, że wolałby się nią
delektować dłużej. Raila pokręciła ze zrezygnowaniem głową, gdy na nią
spojrzał, by poprosić o dolewkę.
- Nie – powiedziała tylko stanowczo. Lyeiess nie
wiedział już, czy jej odmowa znaczyła, że nie chce jej się robić kolejnego
naparu, czy że spożył właśnie coś, czego nie należy przedawkować.
Raila usadowiła się naprzeciwko i przyglądała mu
bez słowa. Lyeiess przez pewien czas usiłował skupić wzrok na jej twarzy, ale
średnio mu to wychodziło, więc w końcu po prostu zamknął oczy. Próbował
przypomnieć sobie, o czym rozmawiali wcześniej; gdy wreszcie mu się to udało,
zdał sobie sprawę, że nie potrafi wrócić do tamtego nastroju. Mógł wręcz wyczuć
ten sztuczny spokój, który nałożyła na niego herbata Raili. Nie był tak do
końca pewien, czy jest z tego zadowolony.
- Jak się czujesz? – zapytała ona, najwyraźniej
odczytując coś z jego zmarszczonych brwi czy może zmieszania w jego oczach. Nie
odpowiedział od razu. – Mój książę?
- Przestań – mruknął, coraz bardziej zły; wiedział,
że samo to odpowiedziało na jej pytanie. – Jesteśmy w twoich komnatach. Nikt
nas tu nie słyszy. Możesz mówić mi po imieniu.
Raila milczała; mógł obserwować, jak na jej twarzy
przewijają się na zmianę zakłopotanie, niepewność i niepokój. Nie zdziwiło go
to. Dotychczas nigdy nie ośmieliła się do niego zwracać tak bezpośrednio, poza tamtym
razem, gdy rozmawiali podczas jej operacji i za bardzo skupiała się na
pacjencie, żeby myśleć o etykiecie. Nawet jeśli dla niej to coś więcej niźli
kwestia etykiety.
Wtedy nawet dwukrotnie jej się wymsknęło, przez co
Lyeiess był prawie pewien, że w głowie już go tak nazywa. Ale Raila nie była
tak prosta. Potem odwiedziła go, żeby przeprosić – mówiła, że nie powinna się była
tak spoufalać, że nie chciała, żeby pomyślał, że mówienie mu po imieniu było z
jej strony zaproszeniem; i wyszła, nim zdołał wyjaśnić jej, że nic bardziej
subtelnego od „tak, weź mnie” nie jest dla niego zaproszeniem. Miała wtedy ten
rzadki wyraz twarzy, jakby przebłysk ze środka, z osobowości, którą na co dzień
kryła za swoją wiedzą i pewnością siebie: spojrzenie skrzywdzonej dziewczynki. Ten
sam wyraz twarzy, który pojawił się dawno temu, gdy po raz pierwszy próbował ją
uwieść i nie mogła mu nie odmówić. Ten sam wyraz twarzy, na który patrzył
teraz.
- I nie masz się czego bać – dodał po chwili. –
Jesteś ze mną bezpieczna. Nigdy nie zrobiłbym niczego, czego byś nie chciała.
Mimo jego słów, Raila wcale nie wydawała się
uspokojona. Lyeiess westchnął. To było silniejsze od niej, wiedział o tym; ale
od czterech lat nie dał jej żadnego powodu, by sądzić, że chce ją skrzywdzić.
Mogłaby już mu wreszcie zaufać, pomyślał z irytacją. Był jednak tak spokojny,
że nawet nie mógł się na nią zezłościć, i to zirytowało go jeszcze bardziej.
- Raila, czy kiedykolwiek źle cię traktowałem? –
zaczął, chcąc przypomnieć jej wszystkie sytuacje, w których okazał wobec niej
wstrzemięźliwość, wsparcie i współczucie – w tej kolejności – ale nie zdążył
nawet zacząć następnego zdania, a ona już kręciła głową, choć z oczami wbitymi
w ziemię.
- Problem nie tkwi w tobie, mój książę...
I tym razem on jej przerwał, chwytając jej dłoń i
zmuszając ją, by spojrzała mu w oczy.
- Lyeiess. Na imię mi Lyeiess. Błagam, Raila, choć
raz, choć z tobą, chciałbym zapomnieć o byciu księciem, o prowadzeniu tego
dworu i o tym całym przeklętym życiu. Chciałbym przez ten jeden wieczór być
tylko chłopakiem, który spędził cztery lata siejąc pszenicę i kosząc siano.
Tylko tyle. Proszę. Czy możesz to dla mnie zrobić?
Im dłużej mówił, tym bardziej nieszczęśliwie Raila
wyglądała. Widać było, że chciała, ale nie potrafiła otworzyć ust i powiedzieć
jego imienia, tak głęboko zakorzeniony był jej irracjonalny strach przed tego
urojonymi konsekwencjami. A świadomość, ile to dla niego znaczy, tylko potęgowała
jej uczucie bezsilności.
- Nie chcę cię do niczego w ten sposób zmuszać. Nie
chcę cię w ten sposób związać jak przysięgą, ani w żaden inny sposób, skoro o
tym mowa. Niczego od ciebie nie wymagam i niczego od ciebie nie oczekuję. To
jest tylko prośba, ale znaczy dla mnie bardzo wiele. Od lat nie czułem się
nigdzie tak swobodnie i tak zwyczajnie jak przy tobie dzisiaj. Chciałbym mieć w
tobie taką właśnie ostoję od tego wszystkiego. Tamta operacja, gdy wysłuchałaś
mnie, mówiłaś mi po imieniu i jeszcze dawałaś swoje pragmatyczne rady w ten
twój lekceważący sposób, otworzyła mi oczy. Kocham cię, Raila, jak najdroższą
przyjaciółkę.
Przez dłuższy czas Raila nie mówiła nic.
Wyciągnąwszy brodę spomiędzy jego palców, jedynie wpatrywała się w posadzkę,
swoje kolana, rąbek tuniki – Lyeiess widział, jak jej oczy skaczą z przedmiotu
na przedmiot, byleby tylko nie patrzeć w jego stronę. W którymś momencie jej
ciałem wstrząsnęło coś jak szloch, ale nie wydała z siebie dźwięku, po czym
wzięła głębszy oddech i się uspokoiła. Wyglądała teraz bardziej jak zagubiona
sarenka niż wnuczka jednej z najsilniejszych orczych szamanek – dopóki w
końcu nie uniosła głowy i nie spojrzała wprost na niego.
Nim się spostrzegł, popchnęła go do tyłu i,
podwinąwszy koszulę, wspięła mu się na kolana. Była nagle tak blisko, że musiał
stłumić odruch odsunięcia się; nie mógł zogniskować wzroku na żadnym punkcie na
jej ciele, a cały jego świat przeszedł na wskroś jej obezwładniającym zapachem.
Poczuł na policzku jej ciepły oddech, gdy pochyliła się i szepnęła mu do ucha:
- A czy mógłbyś kochać mnie dzisiaj w inny sposób?
Brakowało mu słów, by wyrazić swoje zdumienie, o
powietrzu nie wspominając. Przeszedł go dreszcz, zwiastun innych reakcji jego
ciała; Raila mogłaby równie dobrze się tam o niego ocierać i nie miałoby to
wcale większego efektu. Nawet jeśli tylko siedziała na nim w ten sposób, z
jedną ręką wokół jego ramion, a drugą na jego piersi – tylko tyle wystarczyło,
aby miał mętlik w głowie.
Oczywiście nie mógł powiedzieć, że tego nie chciał
– Raila była mu droga i jeśli tego sobie życzyła, nie odmówiłby jej. Lyeiess
miał bowiem wrodzoną zdolność dostrzegania piękna w każdej kobiecie: choćby to
była jedna mała rzecz, widział ją i wyciągał na wierzch, nawet nie zwracając
uwagi na jakiekolwiek powierzchowne wady. Każda kobieta była dla niego
atrakcyjna i Raila nie stanowiła wyjątku. Ale nie mógł przestać myśleć o tym,
jak bardzo broniła się przed jakąkolwiek bliskością; tym bardziej nie rozumiał,
skąd ta nagła zmiana i co powinien teraz zrobić. Być może taki wpływ miało na
nią to przeklęte wino – i w takim razie nie wolno mu było tego wykorzystać,
nieważne, jak nalegała – ale wydawała się całkiem trzeźwa, zupełnie taka, jak
zawsze. Poza tym drobnym szczegółem, że obejmowała jego biodra nagimi udami, a
na szyi czuł jej oddech, gorętszy, zdawałoby się, z każdą mijającą chwilą.
Lub może potrzebowała bliskości po tym, jak
przypomniał jej o jej troskach, a tylko tak potrafiła o nią poprosić. Może
chciała udowodnić, że mu ufa, dać mu pocieszenie – którego nie potrzebował, a
na pewno nie w taki sposób. Pod żadnym pozorem nie chciał jej skrzywdzić ani
też kochać się z nią tylko po to, aby oglądać potem, jak tego żałuje. Gdyby
tylko mógł być pewien, że przezwyciężyła swój strach i naprawdę chce iść z nim
tą drogą.
Chociaż może po prostu poczuła nagłą potrzebę czy
chęć, a do niego jej akurat najbliżej. Nie przeszkadzałoby mu to. Pozwoliłby
jej się wykorzystać na wszystkie możliwe sposoby, jeśli naprawdę by tego
chciała. Cholera, miał nadzieję, że tego właśnie chciała. Ale nadzieja to nie
pewność.
- Raila... – powiedział z cicha, jedynie głosem
przekazując jej swoje obawy. Uniosła głowę znad jego ramienia, by spojrzeć mu w
twarz: brwi miała ściągnięte, wzrok wcale nie pewny, ale prawie że błagalny.
Jakby prosiła go, żeby po prostu się nią zajął i nie zmuszał jej, by
powiedziała to na głos. Bolało go, że nie mógł tego zrobić.
Tak naprawdę nie wiedział, co się z nią stało, że
taka była. Nigdy mu nie powiedziała, a on nie czuł się upoważniony, żeby pytać.
Nie chciała jego „nadmiernej uwagi”, jak sama to kiedyś określiła, i tyle
wystarczyło; podejrzewał jednak najgorsze. Nie chciał jej teraz skrzywdzić
jeszcze bardziej.
- Nie musisz się martwić, mój książę – powiedziała
cicho, ale spokojnie, mimo że czuł, jak lekko drży. Bezwolnie objął ją
ramieniem, choć ledwie moment temu nie chciał odcinać jej drogi ucieczki, gdyby
jeszcze zmieniła zdanie. – Boję się trochę, ale ufam ci i wiem, że mnie nie
skrzywdzisz.
- Nie rób tego dla mnie, Raila – jęknął Lyeiess,
choć coś go już gryzło w gardle tylko po tych jej kilku słowach. – Czy naprawdę
tego chcesz? Ty, sama?
- Tak – odparła Raila znacznie pewniejszym głosem,
po czym znów pochyliła się do jego ucha. Lyeiess nawet nie powstrzymywał dreszczu,
gdy poczuł na policzku jej uśmiech, jak mówiła. – Weź mnie, mój książę.
Lyeiess zacisnął palce na jej boku; wszelkie
zahamowania puściły. Raila drgnęła, kiedy z pewnością poczuła jego podniecenie,
ale tylko bardziej przylgnęła do jego torsu. Drugą ręką Lyeiess powiódł w górę
jej uda, podwijąc tunikę aż odsłonił całe jej ciało. Pozwolił ustom błądzić po
jej piersiach, podczas gdy ona zsunęła koszulę przez głowę, powstrzymując jęki.
Rozkoszował się smakiem jej sutków, lekkim bólem po
jej paznokciach orających mu ramiona, jej aromatem i bliskością. Pozwolił sobie
w końcu zapomnieć się w tym, jak jej naga skóra delikatnie ustępowała pod jego
palcami, i w cichych, desperackich dźwiękach, które wyrywały się z jej ust, gdy
pieścił jej talię, biodra i uda; pozwolił sobie zapomnieć o swoich obowiązkach
i problemach grodu. Miał szczery zamiar wziąć ją tak, jak tego chciała, i dać
jej rozkosz, której pragnęła. Najwyższa pora.
Chwyciwszy ją mocno w pasie, położył ją na wznak na
poduszkach, sam unosząc się nad nią podparty na łokciu. Odwróciła głowę nieco
zawstydzona, ale złapał ją za podbródek. Odgarnął jej z twarzy kosmyk włosów,
odsłaniając jej pusty oczodół, i wpatrywał się w niego przez moment. Potem w
końcu pochylił się, by skosztować jej warg – a ona zachłannie uniosła się ku
niemu, sięgając mu dłonią do karku, jakby bała się, że nagle jej ucieknie. Ich
języki splotły się; między jednym gorącym oddechem a drugim Lyeiess oderwał się
od niej wbrew jej prostestom, by przysiąść na piętach, i, rozwiązując koszulę, omiótł
wzrokiem jej ciało. Jej piersi nie były duże, ale miały ładny kształt, który
doskonale pasował do jej głębokiego, bardzo orczego wcięcia w talii, gładko
przechodzącej w niezbyt szerokie, ale wyraźnie zarysowane biodra. Gdy wygięła
się w łuk, by się lepiej ułożyć, uwidoczniły się jej skrzydła miedniczne i Lyeiess musiał przyznać, że tylko bardziej go to podnieciło. Zerwał z siebie
koszulę i znów, wodząc dłońmi w górę jej ud i wyżej, ułożył się na niej.
Pocałował ją w usta, a potem zszedł na szyję; piersi Raili uderzyły wręcz o
jego skórę, gdy wygięła się w rozkoszy, a z jej ust wyrwał się przeciągły jęk.
Lyeiess uśmiechnął się, zadowolony z siebie, i przygryzł jej ramię ponownie.
Potem zszedł niżej – i jeszcze niżej, skupiając się bardziej na jej łonie niż
biuście, aż w końcu uniósł ją lekko, by móc zasmakować jej odpowiedzi na te
pieszczoty.
Zachłysnęła się powietrzem – i zaraz zakryła usta
dłońmi, by nie pisnąć, gdy wsunął w nią język. Aromat jej ciała mieszał się z
zapachem ziół rozwieszonych do suszenia w komnacie; jej płatki zapraszały go,
więc badał je głębiej i zachłanniej z każdą chwilą, aż Raila nie mogła już
dłużej się powstrzymywać i krzyknęła z rozkoszy, zaplatając palce w jego włosy,
to odpychając, to przyciągając go bliżej. Lyeiess błądził palcami po jej ciele,
ale daleko mu było do końca. Uniósł się z lekka i sięgnął wargami do jej
łechtaczki... ale jej nie znalazł.
Przez krótki, bardzo krótki moment przeklinał w
myślach swoją nieudolność, lecz w końcu dotarło do niego, że nie mógł nagle zapomnieć,
gdzie znaleźć ten mały klucz do doprowadzenia kobiety do szaleństwa. A potem
zrozumiał, co to znaczyło.
Uniósł wzrok na Railę, ale ona patrzyła gdzieś w
bok; w jej oku lśniły łzy. Lyeiess odnalazł palcami jej dłoń i ścisnął lekko,
ale zupełnie nie zareagowała, więc wysunął się spomiędzy jej nóg, by położyć
się obok. Wtedy ona chwyciła jego ramiona, wystraszona, że odchodzi, i w końcu
odważyła się spojrzeć mu w oczy. Wzięła głębszy wdech.
- Orczyce robią to, żeby być większym wyzwaniem –
zaczęła, ale Lyeiess powstrzymał ją gestem.
- Wiem – powiedział tylko. Ku jego zdumieniu,
zabrzmiało to bardzo gniewnie. Raila musiała domyślić się, że to nie było dla
niego wyjaśnienie.
- Może i nie jestem orczycą, ale wśród nich się
urodziłam. Dla mojej matki i babki była to wręcz religijna powinność.
- Czyż orczyce nie robią tego z własnej woli? Nie
dali ci wyboru?
Pokręciła głową.
- Matka oczywiście poczekała, aż osiągnę odpowiedni wiek, ale
nigdy nie widziała możliwości, że mogłabym się nie zgodzić, czy choćby tego nie
chcieć. Po tym, jak uciekłam, nie miała zamiaru pozwolić, bym przyniosła jej jeszcze większą hańbę, więc...
Lyeiess zamknął jej usta pocałunkiem.
- To rozmowa na inny wieczór – rzekł cicho, a ona
spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem. – Teraz mam ważniejsze sprawy,
którymi muszę się zająć.
I sięgnął dłonią w dół; Raila próbowała go
powstrzymać, ale chwycił jej nadgarstek drugą ręką. Jej głowa opadła bezwiednie
na poduszki, a z gardła wydarł się jęk, gdy Lyeiess wsunął w nią palce, nie
przejmując się zbytnio jej protestami.
- Książę... – szepnęła, a gdy przewrócił oczami,
prawie zaczęła płakać. – Przestań, proszę, choć na chwilę...
Przerwał więc i skupił na niej wzrok, nieco już
rozmazany przez wzrastające na nowo podniecenie.
- Tak? – ponaglił ją bezczelnie, chociaż doskonale
widział, że ledwo może złapać oddech.
- Przepraszam – wyszeptała między sapnięciami. –
Ale nie musisz tego robić, mój książę. Zrozumiem, jeżeli nie zechcesz mnie w
takim stanie...
- Ach, tak, tak bardzo cię nie chcę, że aż nie mogę
powstrzymać swych palców, och, ja biedny żuczek, i cóż mi teraz począć? – rzekł
tak sarkastycznie, jak tylko zdołał, a na potwierdzenie swych słów poruszył
dłonią, wyrywając jej z ust desperacki jęk. – Nie wątpię, że zostałaś
skrzywdzona, i doceniam to, że się przede mną otworzyłaś. Nie mam zamiaru
poddawać się ze względu na taką drobnostkę.
- To nie jest drobnostka – warknęła na niego, ale
tylko na wpół poważnie. Wyszczerzył zęby.
- Na twoje szczęście, droga Railo, lubię wyzwania.
I powrócił do pieszczot, skutecznie uniemożliwiając
jej dalszą dyskusję. Cokolwiek chciała jeszcze powiedzieć, z jej rozwartych
warg wyrwał się jedynie z trudem tłumiony krzyk, a potem łańcuch kolejnych.
Lyeiess w końcu wrócił do jej szyi, błądząc po niej wargami i delikatnie przygryzając
skórę, aż Raila nie szarpnęła się i nie wtuliła w niego twarzy, żeby jego
piersią zagłuszyć swój finalny krzyk.
- Ależ nie musisz się powstrzymywać – powiedział na
to, obserwując z lekkim rozbawieniem jej zaczerwienione policzki i pierś
falującą w ciężkim oddechu, i usta, którymi poruszała bezskładnie, próbując mu
odpowiedzieć. Potem uniósł swą dłoń, by powoli zlizać jej wilgoć z palców, i
patrzył, jak Raila czerwieni się jeszcze bardziej. Zaśmiał się pod nosem i
pocałował ją w czoło, a ona tylko trzepnęła go w ramię, wciąż nie do końca
zdolna do jakiejkolwiek riposty.
- Zaspokojona? – zapytał. Raila pokiwała głową,
choć musiała wiedzieć, że wcale nie potrzebował potwierdzenia. Zsunął się z
niej i chwycił swoją koszulę.
- Co... Książę? Dlaczego idziesz? – szepnęła
zdumiona, z trudem opanowując oddech.
- Na mnie już czas – rzekł spokojnie. – Gdybym
męczył cię tak dalej, boję się, że mogłabyś wybuchnąć jak mądry goblin w swojej
pracowni. Dlatego koniec na dzisiaj.
Już zaczął zabierać się do zakładania swojej
koszuli, gdy wtem poczuł jej dłoń na nogawicach. Spojrzał na nią zdziwiony. Jej
policzki były czerwone jak clerothverskie poziomki, ale wzrok miała
zdecydowany.
- Jeśli naprawdę sądzisz, że wypuszczę cię stąd w
takim stanie, to nie znasz mnie za dobrze. Choćby sama moja pozycja zobowiązuje
mnie, by dbać o twoje zdrowie.
Lyeiess nagle nie mógł oderwać wzroku od jej nagiej
formy klęczącej na poduszkach pod jego stopami.
- Nic mi nie mów o pozycjach... Poza tym, nieważne!
Mogę dbać o nie sam, nie musisz tego... – Ale ona już z wprawą godną chirurga
rozwiązywała rzemyki. – Rai... Niech cię szlag, kobiet-ooch...
Jej wargi były tak miękkie, a język tak ciepły, że
Lyeiess bał się, że zaraz straci kontrolę. Nie powstrzymując nawet przeciągłego
jęku, cofnął się; lecz natknął się na ścianę i Raila jedynie przysunęła się
bliżej, by znów wziąć go w usta. Nie mogła być dziewicą, przeszło mu przez
myśl, gdy wprawnie poruszała głową i szybko, acz niezwykle dokładnie obiegała
go językiem. Nie chciał sobie na to pozwolić, ale w końcu poddał się
obezwładniającym go uczuciom - nie do końca z własnej woli schwycił Railę za
włosy i wbił się w jej usta najgłębiej, jak zdołał. Jak przez mgłę poczuł jej
dłonie na swoich biodrach, a gdy wreszcie ją puścił, Raila z trudem powstrzymała
strużkę śliny od spadnięcia na poduszki; zakrztusiła się przy tym lekko i łzy
stanęły w jej oku, ale Lyeiess nie mógł zmusić się, by się tym przejąć.
Podniósł ją na ręce i przeniósł na łoże; spodziewał się jakiegoś protestu, ale
Raila już całkowicie mu się poddała. Jeśli cokolwiek, tylko bardziej go to
rozpaliło.
Założywszy sobie jej nogi na ramiona, całował je
zachłannie od kostek w dół, aż dotarł do jej łona; zachłysnęła się powietrzem,
gdy poczuła na sobie jego język, który obiegał ją bezładnie, szaleńczo wręcz,
nie opuszczając żadnego miejsca bez poświęcenia mu należytej uwagi. Nie
zostawił nawet tego, któremu bez sensu było poświęcać choćby i chwilę – Raila
zaś ze zdumieniem odkryła, że gdy robił to tak silnie, mogła ciągnąć z tego
przyjemność, której dotychczas nigdy nie zaznała.
Potem Lyeiess uniósł się lekko, by na nią spojrzeć
– jego usta lśniły wilgocią w migocącym świetle świec. Jego palce jakby same z
siebie poszły w ruch, wodził nimi po niej delikatnie i zupełnie nieinwazyjnie,
choć każde dotknięcie powodowało falę dreszczy.
Raila, mimo że był to pierwszy raz, gdy książę
stracił przy niej panowanie nad sobą, wciąż czuła się bezpiecznie. Jakkolwiek
agresywny czy zachłanny by nie był, w jej głowie nawet na moment nie postała
myśl, że mógłby chcieć ją skrzywdzić; a teraz, gdy patrzył na nią z tym
pierwotnym głodem w oczach, była wręcz szczęśliwa, że dostrzegł w niej kobietę.
Na bogów, jaka się z niej zrobiła miękka klucha.
Lyeiess, poświęciwszy odpowiednio dużo uwagi jej
piersiom, wspinał się coraz wyżej, aż, składając pojedyncze pocałunki na jej
szyi, dotarł do jej ust i wpił się w nie bezceremonialnie, prawie odcinając jej
dopływ powietrza. Potem odciął go całkowicie, przyduszając ją ręką, i Raila ze
zdumieniem zdała sobie sprawę, że jej się to niezwykle podoba; tymczasem on
wsunął się między jej nogi i począł drugą ręką zaspokajać sam siebie. Nie
minęła nawet minuta, a Raila już nie mogła tego dłużej znieść. Z jej ust
zaczęły wymykać się słumione jęki i ciche piski, gdy błagała go bez słów, by
wreszcie ją wziął, mocno i zachłannie, i zupełnie bezlitośnie; by dał jej to,
czego pragnęła od tak dawna, lecz dopiero gdy on pokazał jej, co potrafi z nią
uczynić, pozwoliła sobie to dostrzec. Lyeiess przez moment bezczelnie
obserwował jej męczarnie, jej delikatne ruchy bioder i na wpół rozwarte, drżące
z przyjemności powieki.
W końcu jednak musiało odezwać się jego
zmaltretowane sumienie, bo miłosiernie ułożył się nad nią i Raila nagle poczuła
uderzenie gorąca; serce poczęło tłuc się jej w piersi, z podniecenia i strachu
jednocześnie. Od wielu lat, zbyt wielu, nie miała żadnych doświadczeń... tej
natury. Czuła się niemal tak, jakby miała stracić dziewictwo po raz drugi; i
dotychczas nie myślała, że byłoby to tak przerażające. A potem on gładko w nią
wszedł i momentalnie przestała myśleć w ogóle.
Zupełnie nie zabolało i przez chwilę była zdumiona.
Gdy jednak książę zaczął się poruszać, odezwały się słabe ukłucia tu i ówdzie,
jakby jednak jej ciało musiało jej przypomnieć, że nic, co piękne, nie może
trwać wiecznie. Lyeiess miał jednak takie wyczucie i tak bardzo się starał, że
robiła, co w jej mocy, żeby tego nie okazywać – ale nie było to takie proste i
w końcu, przypadkiem i zupełnie niechcący, syknęła cicho. Zatrzymał się.
- Wszystko w porządku? – zapytał szczerze
zaniepokojonym, choć zasapanym głosem. Raila była tak skupiona na własnych
odczuciach, że dopiero teraz dostrzegła, iż Lyeiess już dawno zatracił się w
przyjemności. Wyobraziła sobie, co musiał czuć, wsuwając się rytmicznie w jej
ciepłe, ciasne wnętrze, i jak wiele wysiłku od niego wymagało, by przerwać
choćby na tę chwilę, i znów prawie się rozpłakała. Był dla niej taki dobry, od
zawsze, a ona nawet nie potrafi mu odpłacić tak, jak powinna. A gdy dotarło do
niej, że Lyeiess nigdy nie oczekiwałby od niej niczego w zamian za żadne swoje
zachowanie, tym bliżej była rozklejenia się.
Lyeiess patrzył na nią uważnie, wciąż czekając na
jakikolwiek znak z jej strony, że wszystko jest w porządku i że może
kontynuować, lecz nic nie zrobiła. I gdy już, już miał zamiar się wycofywać,
ona owinęła ręce wokół jego ramion. Ich spojrzenia splotły się: jej zdrowe oko
było podbite łzami, choć wyraźnie była zdecydowana i nawet puste miejsce
widniejące obok wyglądało na pewne swojej decyzji. Książę uśmiechnął się lekko
do swojej wyobraźni, podrzucającej mu widok oczodołu z miną pięciolatka, który
gra dorosłego, po czym szybko przekształcił go w pocieszający, uspokajający
uśmiech dla Raili, i tylko modlił się, by się nie zorientowała, że ją
patronizuje. Głównie dlatego, że policzek zadany jej ręką był z reguły bardzo
bolesny.
- Raila? – spróbował ponownie. – Boli?
- Trochę – odparła nieco naburmuszona, ale miał
wrażenie, że złościła się bardziej na swoje niewprawione ciało. – Właściwie,
prawie że w ogóle niemal nie.
Nie zdołał się w czas powstrzymać i parsknął
śmiechem, i oberwał w ramię dokładnie tak, jak się spodziewał. Udało jej się
nawet wyrwać mu z ust jęknięcie, gdy trafiła kością prosto w mięsień i łokieć
się pod nim ugiął – ale nie narzekał, gdy wylądował twarzą w jej biuście.
- Ała – zamarudził niezbyt przekonująco,
przekomarzając się głównie z jej nabrzmiałym sutkiem.
- Sam jesteś sobie winien. – W jej głosie brzmiało
rozbawienie. Lyeiess spojrzał na jej uśmiechniętą twarz, tak cudownie
odzwierciedlającą to, co czuł, że musiał ją pocałować. Musnął jej wargi
delikatnie swoimi i został nagrodzony jej słodkim westchnięciem; a gdy w końcu
zagłębił język w jej ustach, przymknął powieki i zatopił się bezwiednie w jej
smaku. Gdyby był z cukru, właśnie roztapiałaby mu się twarz, i najpewniej
byłaby jedną z ostatnich jeszcze istniejących części jego ciała.
Objął ją ciaśniej, przyciskając się do jej nagiej
piersi. Czuł na policzku jej gorące oddechy, gdy znów począł się z lekka
poruszać, coraz bardziej się cofając i coraz szybciej wracając z każdym
kolejnym ruchem. Nim się obejrzał, palce miał wplecione między jej, ich usta
niemalże nie mogły się od siebie oderwać, a w lędźwiach czuł narastający skurcz
od wysiłku, gdy już nie kochał, a rżnął ją – rytmicznie, łapczywie, bestialsko.
Raila wiła się pod nim, jęczała, krzyczała, orała mu palcami ramiona. Jej twarz
była tak blisko, że nie mógł skupić na niej wzroku. Wszystko było zatopione we
mgle; gęstniała pod jego powiekami, aż cały jego świat skurczył się do jej
rozkosznych, coraz to głośniejszych jęków, wdzierających mu się głęboko,
namiętnie do najciemniejszych zakamarków świadomości. Jedyne, co czuł, to jak
tracił zmysły; jeden po drugim opuszczały go, poddając się fali rozkoszy, która
tylko czekała, aż jej się odda, aż pozwoli zalać się natłokiem wrażeń,
abstrakcyjnym wrażeniem, że obsuwa się z ziemi i zawisa w oszałamiającym
eterze.
- Lyeiess, Lyeiess, Lyeiess! – dotarło do niego
przez ten odmęt i zamęt, a jego imię brzmiało tak cudownie w jej rozwartych w
rozkoszy ustach, że coś w nim się złamało, jakby tama puściła; fala wezbrała i
opadła na niego, przypierając go do Raili, zaciskając jego palce tak mocno, że
był pewien, że połamie jej dłonie, podczas gdy ona wykrzykiwała jego imię coraz
głośniej i coraz bardziej, aż nie
słychać było już zgłosek, a tylko przeciągły, ekstatyczny wrzask, gdy ta sama
fala przytłoczyła i ją.
W końcu wszystko opadło. Lyeiess, wyzuty z sił,
pozwolił sobie położyć czoło na jej gorącym ramieniu; czuł jej pierś,
wzbierającą i opadającą w rytm pływów, które wciąż pulsowały gdzieś w jego
głowie. Jego mięśnie drżały, próbując się poluźnić, ale jakby jeszcze nie były
w stanie. Poddał się temu obezwładniającemu uczuciu spełnienia – nie walczył z
nim, nie było sensu. Czekał tylko, aż przeminie i znów będzie mógł się ruszyć,
a tymczasem delektował się jej bliskością i zapachem, i tym słonawym smakiem,
który wciąż lgnął do jego warg.
W końcu jednak zsunął się z niej, a po dłuższej
chwili również z łoża, choć z dużo większym wysiłkiem. Za oknem właśnie budził
się świt; z ust Lyeiessa wyrwał się zbolały jęk, gdy dotarło do niego, że nie
zaznał ani minuty snu przez całą noc. Już teraz mógł sobie wyobrazić, jak
bardzo będzie cierpiał, usiłując nie usnąć na dzisiejszych audiencjach, ale wtedy
tylko spojrzał na Railę, leżącą w rozchełstanej pościeli, z nogami wciąż nie do
końca złożonymi i połową twarzy pokrytą łzami rozkoszy. Wyglądała jak
najbardziej zaspokojona kobieta na świecie i Lyeiess nie mógł już sobie przypomnieć,
czego miałby żałować.
Raila uniosła na niego wzrok, gdy zawiązywał
nogawice i narzucał koszulę. Ich oczy spotkały się; kobieta uśmiechnęła się
szeroko, choć jej pierś wciąż falowała w nieopanowanym oddechu. Zaśmiał się
cicho z dumą i pocałował ją, by po raz ostatni tego wieczoru skosztować jej
słodkich warg. Już miał zamiar się oderwać, gdy ona pogłębiła pocałunek, a
potem pozwoliła mu podnieść się do pionu. Jej biodra wciąż, jakby same z
siebie, poruszały się lekko, niemalże niewidocznie, i Lyeiess nie mógł
powstrzymać bezczelnego uśmiechu.
Odprowadziła go do wyjścia, chyba jedynie po to, by
zgarnąć spod ściany swą koszulę nocną. Już stał za progiem, gdy rzuciły mu się
w oko zioła, a szczególnie sznury, którymi Raila zawieszała je na wieszaku do
suszenia. Przekrzywił głowę, przyglądając im się.
- Może następnym razem cię zwiążę – uśmiechnął się
zadziornie, ale kąciki jej warg nawet nie drgnęły w odpowiedzi. Jej głos był
absolutnie poważny, beznamiętny wręcz, gdy przebiła pustym wzrokiem jego pierś
i rzekła:
- Nie będzie następnego razu. – Zamknęła mu drzwi
przed nosem i tylko przez szpary między deskami mógł dosłyszeć jej stłumiony
szept. - ...mój książę.
[A 5 minut później pod komnatą Lyeiessa...
- Och, jaśniepan już nie śpi?
- Nie, jaśniepan jeszcze nie śpi. Jaśniepan nie będzie teraz wychodził z łóżka przez, kurwa, cztery
dni.
- To już się jaśniepanu zdarzało...]