Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

sobota, 5 lipca 2014

[Łowcy Czarownic] Granice (Hansel x Gretel)

Kilka słów tytułem wstępu
Zasadniczo opowiadanie nie jest już młode (jakiś rok, może?), ale niestetyż trafił mnie psychiczny szlag i nie chciało mi się nawet patrzeć na blogi, a co dopiero na nich publikować. W każdym bądź razie teraz mi się chce, więc wrzucam to, co już mam, i na pierwszy rzut idą "Granice".
"Granice" to efekt mojego oglądania "Łowców Czarownic", w których - jak już pisałam - częstotliwość i pomysłowość mordów była tak wysoka, że wprawiała mnie w euforię. Naprawdę, są bardzo kreatywni. Jak nie oglądaliście, to obejrzyjcie.
Właściwie ten film był tak popieprzony, że jedyne, czego tam brakowało, to incest. No po prostu samo się prosiło. (Ona w którymś momencie usiadła mu na biodrach okrakiem, NO PROSZĘ WAS!) No i się wyrodziło.


GRANICE
Ludzie gadają. Czasami mają rację, zazwyczaj - kłamią. Wymyślają historie, by ożywić swoje jednolite, szare życia. Lecz historia dwojga rodzeństwa, Łowców Czarownic, była całkiem prawdziwa i rozpowszechniona. Gdziekolwiek by się nie wybrali - zawsze znajdowali pracę, a to pozbyć się wiedźmy, a to rozpoznać jakąś, a to upewnić się, że czyjaś córka nie daj Boże nie stąpa po złej drodze. Głównie jednak to pierwsze.
Wiele razem przeszli, Hansel i Gretel, wiele również się nauczyli. Niedawne wydarzenia były być może nieco zbyt ekscytujące. Poznali prawdę o swoich rodzicach. Przekonali się, że dobre wiedźmy też istnieją, jak również dobre trolle. Przy okazji kilkakrotnie niemal stracili życie, roznieśli w strzępy - dosłownie - największy sabat, jaki w życiu widzieli, i przy tym nauczyli się kilku nowych sztuczek.
Nie umieli robić nic innego. Nigdy nie mieli okazji ani przede wszystkim czasu zdobyć innych umiejętności. Ale to nie było istotne. Byli dobrzy w tym, co robili, a to obezwładniające, wręcz osłabiające uczucie zaraz po tym, jak odrąbywali jakiejś wiedźmie głowę, napędzało ich na długie tygodnie. Mieli jasno ustalone zasady, granice, i uczciwie się ich trzymali. No, może poza kilkoma wyjątkami.
Nigdy nie rozmawiali o rodzicach, w szczególności o matce. Czasem jednak zdarzało się, że Gretel budziła się w środku nocy, wyrwana z koszmaru i potrzebowała jego pomocy i bliskości. Po to Hansel tam był, żeby jej ulżyć, żeby mogła popłakać mu na ramieniu i tak zasnąć, jej mięśnie powoli rozluźniające się w bezwładne ciało, które następnie delikatnie kładł i starannie opatulał kołdrą, by zimno po wygasłym kominku nie wybudziło jej ponownie z tego, co tym razem zawsze było spokojnym odpoczynkiem.
Nigdy również nie próbowali zmieniać siebie nawzajem. Hansel miał być zawsze sarkastycznym, nieco brutalnym dupkiem, Gretel zawsze miała być tą delikatniejszą, acz wojowniczą młodszą siostrą. Kochali siebie takimi, jakimi byli, i żadnemu z nich nie przyszłoby nigdy do głowy być kimś innym. Jeśli ktoś ośmielił się choćby spróbować wpłynąć jakkolwiek na ich zachowanie - wkrótce tego żałował. Lecz były momenty, były noce, kiedy wyrywali się ze swoich zwykle niezmiennych ról, i wtedy stawali się tylko kochającym się rodzeństwem z brzemieniem przeszłości, które nie marzy o niczym innym niż o chwili zapomnienia.
To była jedna z tych nocy. Gretel wygięła się w łuk, zaciskając zęby w beznadziejnych próbach powstrzymania się od jęku, podczas gdy on delikatnie wodził wargami po jej udach, posuwając się z wolna coraz wyżej i wyżej, aż w końcu wyrwał z jej warg niepełny krzyk, który zdusiła dłońmi. Hansel uśmiechnął się pod nosem, choć im lepiej się sprawiał, tym niebiezpieczniejsza stawała się sytuacja. Pod żadnym pozorem nie mogli pozwolić, by ktokolwiek ich usłyszał lub zobaczył. Według powszechnie uznanych norm, ich relacje były równie bluźniercze, jak magia wiedźm, które zabijali, a pokój w karczmie nie był nawet w części tak ustronnym miejscem, jak środek puszczy lub brzeg ukrytego w niej jeziora.
Hansel zatopił język w jej ciepłych, słodkich głębiach, rozkoszując się ostrym westchnięciem, które z niej wydobył ledwie jednym ruchem. Przyspieszył, czując uderzenie gorąca w lędźwiach i słysząc w głowie głos wewnętrznego sadyzmu. Wkrótce do gry dołączyły palce i Gretel wpiła paznokcie w jego dłoń, drugą rękę przyciskając sobie do ust, tłumiąc wszystkie słodkie odgłosy, które tak uwielbiał. Bawił się nią bezczelnie, brutalnie, aż z rozkoszy poczęła drżeć, trząść się niemiłosiernie, jednocześnie pragnąc, by przestał, i mając nadzieję, że nigdy tego nie uczyni.
- Ćśś... - Hansel uniósł się z szeptem na ustach i zawisnął nad nią na łokciu. Jego palce zwolniły, lecz wciąż nie dawały za wygraną, gdy on zatapiał twarz w jej włosach i wargami pieścił zagłębienie jej szyi. - Siostrzyczko, nie bójże się. Wiesz przecież, że nie zrobię ci krzywdy.
- To nie... - sapnęła, odrywając dłoń od ust. - To nie ze strachu, ty... ah! - Jeden ruch jego palców i znów zmuszona była powstrzymywać własny krzyk.
- Bez wyzwisk, bo cię ukarzę - odparł z uśmiechem i był niemalże pewien, że siostra trzaśnie go w twarz.
- Po prostu... już...
Nie musiała mówić nic więcej. Balansując na krawędzi wyższego piętra łóżka, Hansel odwrócił ją twarzą do pościeli i objął ją, delikatnie rozsuwając jej uda własnymi. Gretel wplotła swoje palce między jego, kiedy on odszukał jej wejście, zatrzymał się w progu i w końcu wsunął się gładko i delikatnie. Westchnęli wspólnym oddechem, gdy czuli siebie nawzajem, zupełnie jakby to był znów pierwszy raz; Gretel wypchnęła biodra bardziej ku niemu. Jego palce wciąż pachniały krwią ich ostatniej ofiary, ale nie zwracała na to uwagi, bo gdy poruszał się w niej tak, jak teraz, powoli i z wyczuciem, nie zwracała uwagi na nic poza jego ciężarem i ustami całującymi jej szyję. Za każdym razem, gdy się cofał, pozostawiał po sobie uczucie niepełności, które sprawiało, że dążyła za nim aż nie uderzał znów, aż znów nie czuła się cała i jego.
Kominek trzaskał jeszcze z cicha, kiedy Hansel pociągnął ją nagle do góry, obrócił i posadził na sobie - przylgnęła do niego jak wiele razy dawniej i wsunęła go w siebie z powrotem. Sufit był tak nisko, że czuła, jak jej włosy ocierają się o drewno raz po raz, ale to nie było istotne. Odnalazła jego wargi i zatopiła się w nich, czując jak on wypełnia ją swoją męskością po brzegi i jęknęła cicho w jego usta. Coraz trudniej było powstrzymać się od krzyku, choć robiła, co mogła, a Hansel obserwował jej twarz, jak się zmienia, jak lekko skacze jej brew, jak jej usta rozwierają się nieco bardziej, jak jej oczy wpatrują się w jego, czekając tylko na ten moment, gdy ich źrenice się spotkają i nic już nie będzie mieć znaczenia.
I było tak długo, bardzo długo i powoli, i dokładnie. Gretel patrzyła na niego, a potem wciskała twarz w jego szyję, a potem znów odrzucała głowę do tyłu i szukała jego wzroku. A on czuł, jak jej głębie obejmują go, pieszczą jego twardość swoją miękkością, miłują jego gładkość swoimi fałdami, i trzymał ją, przyciskał do siebie, coraz mocniej i mocniej, aż niemal słyszał, jak pękają jej żebra - choć może tylko znów ostro westchnęła, walcząc z całych sił z jękami budzącymi jej się w krtani?
I nagle był blisko, więc położył ją z powrotem na pościeli, z biodrami uniesionymi tak na jego kolanach; ich palce splotły się ponownie, gdy odszukał jej dłoń swoją. Potem ucałował jej rozwarte wargi, rozkoszując się jej jakby obcym, lecz tak słodkim smakiem, i zaraz zakrył jej usta drugą ręką. Gdy przyspieszył tempa, jej jęki zaginęły w jego skórze, a on patrzył na jej oczy, jej piękne, półprzymknięte, uciekające oczy, i na łzy obezwładniającej przyjemności, toczące się jej po policzkach. Gdyby byli całkiem sami, teraz właśnie mamrotałaby jego imię. Gdyby byli gdzie indziej, teraz właśnie piszczałaby i krzyczałaby do ochrypnięcia.
Gdyby było inaczej, łzy na jej policzkach by właśnie wysychały, gdy spałaby spokojnie zawinięta w kołdrę. On czekałby cierpliwie na wschód słońca, z zamkniętymi oczami, rozmyślając o tym, gdzie iść teraz i jak najlepiej wykorzystać czas, komu najmniej trzeba by zapłacić za nowe bełty. Co noc na nowo wyznaczałby w głowie kolejną granicę między siostrą a łowczynią, przyjaciółką a zabójcą, delikatnością, którą znał, a pewnością, którą miał obudzić; i gdy pierwsze promienie światła wynurzałyby się zza horyzontu, on budziłby Gretel do pracy jak obcą kobietę, żeby nie pamiętać o tym, jak kwiliła ze strachu ledwie kilka godzin wcześniej.

...Ale dla nich nie było żadnych granic.

niedziela, 29 czerwca 2014

Bumbadabum

Moi kochani~!
Wasza szczerze oddana jest kłamliwą pipą i niniejszym przyznaje się do tego bez bicia. Mea culpa.

Ale nie, tak serio, minęło - ile? rok...? od mojego ostatniego posta? {Ponad rok.} Matko. Dobra, zabijcie mnie.

Przepraszaaaam... ;____;

To wszystko wina wszystkiego, naplawdę, psysięgam : <
Nie, ale serio rzecz ujmując:
- okazało się, że mam dwubiegunowość, a przynajmniej jestem na najlepszej drodze do tejże, i choć było to moim podejrzeniem od, cóż, dwóch lat, ostatnio zdobyłam kilka bardziej przekonujących dowodów (w postaci naprawdę dobrze zrobionej strony na angielskiej Wikipedii, która sprawiła, że co chwila zakrywałam dłonią usta w wyrazie "Och, Weno, przecież to ja, tak jakby... no, non-stop", a do tego kilku testów na epizody maniczne ze strony z profesjonalnymi narzędziami dla psychologów - oj, nieważne), a teraz czeka to tylko na potwierdzenie ze strony psychoterapeutki, z którą przy odrobinie szczęścia będę się widzieć we wrześniu i może zacznę się leczyć;
- mój komputer psuł się prawie non-stop przez ostatnie cztery miesiące i dopiero przedwczoraj moja kochana Tosia przybyła do mnie z powrotem z serwisu gwarancyjnego jak nowo narodzona, i mogę się nią nacieszyć znów w jej całej okazałości, jakbym odkrywała ją na nowo, i aaaach!;
- już jakiś czas temu (w styczniu 2013) rozjebała mnie na szmaty biochemia, bo nagle okazało się, że nie mogę się przez wszystko na tych studiach prześlizgiwać czystą zajebistością i jednak trzeba się trochę pouczyć - za drugim razem (30 stycznia 2014) zdałam sukę na 4 od pierwszego podejścia, przy czym dała mi takiego kopa w dupę, że cały ten wreszcie miniony semestr letni spędziłam na nauce i prawie niczym innym (co się opłaciło o tyle, że mój indeks wygląda teraz bardzo korzystnie i mam nawet średnią 4,08);
- w ciągu tego roku, który minął od mojego ostatniego posta zmarły mi cztery zwierzęta, jedno po drugim w odstępach najpierw 5, potem 4, potem 3, a w końcu 2 miesięcy, a wszystko tylko dlatego, że ten chuj Przypadek miał taki ot, pierdolony kaprys się nade mną poznęcać - rozjebało mnie to kompletnie i długo po śmierci mojej prześlicznej 5-miesięcznej ledwie czarnej koteczki, która była aniołem wcielonym, żyłam w ciągłym strachu, tylko obstawiając, które z moich trzech pozostałych jeszcze przy życiu słonek umrze następne, i w jaki sposób;
- do tego doszły moje wieczne problemy emocjonalne, rodzinne, finansowe, i w ogóle co wam jeszcze wpadnie do głowy, to pewnie się wydarzyło - ktokolwiek ze mną rozmawiał w ciągu tego czasu, a szczególnie ostatniego pół roku, to doskonale wie.

Jak możecie się więc domyślić, byłam kompletnie rozpierdolona, co jakimś cudem przełożyło się na moje pisanie, a raczej jego brak (cudem, bo zazwyczaj jak byłam rozpierdolona, to pisałam właśnie częściej, żeby się powyżywać na swoich postaciach) - od czasu "Odpoczynku" jedyne wartościowe rzeczy, które wyrodziłam, to były dwa wiersze na pożegnanie Neiego i Syriusza, które w równej mierze mnie bolą, co wywołują poczucie winy, bo jakoś nie miałam potrzeby napisać podobnych dla Ferry i Kamirru, i czuję się wobec nich nieuczciwa, jakbym nie kochała ich tak samo i... A chuj, nieważne, nie mogę tego rozkminiać, bo zaraz znowu będę kłamać.

W każdym bądź razie trochę się już pozbierałam, od zimy nic mi nie zmarło, a to dobry znak i trochę się uspokoiłam, zdałam sesję i mam wakacje, więc nie muszę się już uczyć jak popierdolona o nakłuciach w dołach lędźwiowych i drogach ruchowych korowo-podkorowo-rdzeniowych, takich jak czerwienno-rdzeniowa, i w ogóle o szeregu innych durnych rzeczy - w związku z tym ogarnęła mnie pewna euforia i znów mam ochotę na trochę pracoholizmu.

Co do Hentaica: mam w zanadrzu jedno gotowe opowiadanie i parę naprawdę dobrych pomysłów na kilka nowych, plus po przeczytaniu całego bloga od początku do końca utwierdziłam się w przekonaniu, że jestem boska i zajebista, i dopóki mam dobry humor, to chyba będę trochę popisywać, zajmę się tymi odcinkowymi może... Dobra. Jak tylko się pozbieram po przeczytaniu tych dwóch przeklętych wierszy, to wrzucę "Granice", a potem będziemy się dalej zastanawiać.

Po boku znowu jest lista fandomów, które znam i z których chętnie coś wyrodzę (usunęłam ją z jakiegoś powodu, nie wiem dlaczego), są też linki do moich innych blogów, które też będą się powoli budzić z otępienia.

Przypominam, że zamiast zamówień mamy sugestie. Chwilowo mam sugestii od chuja i jeszcze trochę (w tym trochę yuri, panie i panowie!), ale zawsze jestem otwarta na nowe - wszystkie starannie zapisuję i będę je pisać w odpowiednim czasie. Let's get this shit running again, guys.