Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

czwartek, 16 czerwca 2016

[Marvel] Skronie (Vision x Wanda)

Kontynuacja poprzedniego, "Uwielbiała to", tyle że już po wydarzeniach z "Czasu Ultrona". Właściwie to to tutaj poniżej dzieje się gdzieś w okolicach "Wojny Bohaterów". Mniej więcej.


Ciche skrzypnięcie było ich jedynym ostrzeżeniem. Scarlet wyszarpnęła się spod ramienia brata i z ciężkim trudem powstrzymała kawał gruzu od spadnięcia im obojgu na głowy; Silver wtedy był już na nogach, ubrany, i właśnie śmigał po pokoju, zbierając ich dobytek. Nie zdążył… Nie zdążył przed hukiem tak obezwładniającym, że aż zwalało z nóg i dudniło w czaszkach. Scarlet zacisnęła powieki, a gdy je znów otworzyła, była pod swoim łóżkiem, zwinięta w kulkę i wpatrzona w brata, który skomlał teraz jak poparzony szczeniak. Część jego ręki była tylko krwawą miazgą, jakby jedynie dzięki swej szybkości zdołał uniknąć niebezpieczeństwa – ale gdy wykręciła głowę, zrozumiała, że nie piszczał z bólu. O ledwie pół metra przed łóżkiem w podłodze zaczynała się olbrzymia wyrwa… Do Scarlet przez dłuższą chwilę nie docierało jeszcze, czym dokładnie był ten huk – a wtedy zobaczyła, w co wpatrywał się Silver. Na piętrze niżej, niemalże wbite do połowy w ścianę, leżało zmasakrowane ciało Mamy – beznogi, czerwony, rozgorzały trup. Jedno oko, to bardziej ugotowane, wbite było w niebo; drugie wpatrywało się w nich. Ścięte siłą wybuchu palce zatknięte na wykręconej ręce wyciągały się w ich stronę.
Scarlet wrzasnęła krótko, zanim głos wpadł jej w niepowstrzymany szloch. Silver wcisnął sobie jej twarz w pierś i nie pozwalał jej się nawet ruszyć, żeby znów na to nie patrzyła, żeby nie oszalała z bólu i nie straciła kontroli, bo niewiele było jeszcze stojących części budynku, a ściany wciąż spadały na jeszcze ciepłą pościel; ich świat się sypał i każdy ruch mógł ich posłać na dno zrujnowanego gruzowiska. A wtedy jeszcze jeden huk, cichszy i metaliczny, ale wciąż tak blisko, że oboje podskoczyli. I przed nimi też wylądowała bomba. I przez trzy dni czekali na śmierć, bojąc się choćby głębiej odetchnąć, i przez trzy dni wpatrywali się w wymalowane na metalu nazwisko „Stark”, żeby tylko nie musieć patrzeć na to, co zostało z Mamy.
A gdy wreszcie ich odratowano, a Scarlet zeszła po drabinie strażackiej i wpadła bratu w ramiona, on ugiął się pod nią jak złamana zapałka. Z ulgi zaśmiali się jak szaleńcy zanim znów w pełni dotarło do nich... do niej, że on... że śmiała się sama. Silver leżał, zimny, przestrzelony ośmioma kulami.
Wanda szarpnęła się, wyrwana z koszmaru; łzy ciekły jej po skroniach, gardło bolało od krzyków. Pot, zimny, spływał jej w dół pleców. Dopiero po chwili dotarł do niej delikatny dotyk na ramieniu i przez chwilę, przez krótką piękną chwilę ciemności, była pewna, że to Silver. Potem jednak dotarł do niej złoty poblask zawieszony w powietrzu, a potem także i srebrne wstawki wibranium, a w końcu i szkarłatna skóra. Vision unosił się nad nią, z oczami zatroskanymi na tyle, na ile był w stanie to pokazać, ale jego ciche, uspokajające szepty, dużo bardziej bezskładne niż miał w zwyczaju mówić, zdradzały jego uczucia.
- Wanda, Wanda, już dobrze – mówił. – Jesteś bezpieczna. To był tylko sen.
- NIE!
Kolejny huk, gdy jego syntetyczne ciało uderzyło o ścianę. Wanda przycisnęła wciąż czerwone dłonie do twarzy, próbując odnaleźć tamten spokój... Ale nie mogła, nie, czuła, że bez Silvera nie da rady, że już nigdy jej moc nie osiądzie w środku, tylko będzie wirować w niej jak kurz we wciąż wzburzonym powietrzu. Vision jednak już pozbierał się z podłogi i zdołał schwycić ją za nadgarstki nim zdążyła wydrapać sobie oczy.
- Wanda...
- Nie nazywaj mnie tak.
- Wan... Scarlet...
- Nie! Nie waż się! Nie jesteś nim! - Wyrywała mu się, ale tym razem był przygotowany i trzymał ją mocno. Próbował ją uciszyć, ale jego szepty docierały do niej zza grubej kotary łez i bólu. Dlaczego... Silver... Dlaczego musiała zostać całkiem sama...
- Nie jesteś sama – odparł Vision. Powiedziała to na głos czy czytał jej w myślach? Już otwierała usta, by wypluć mu w twarz, że jest tylko maszyną i całe gówno wie o rodzinie i stracie, ale znów ją ubiegł i zamknął jej je wargami tak skutecznie, że wyrwał jej się z gardła jedynie stłumiony pisk.
- Vis... – spróbowała jeszcze w przerwie na oddech, ale znów ją pocałował, przyciągając ją do siebie za kark. Nie miał bladego pojęcia, jak to się robi, nie tak jak S... Ale działało. Działało na tyle, że poddała mu się jak lalka, ręce opadły jej na podołek, i gdy w końcu Vision położył ją z powrotem na łóżku, nie próbowała już dalej protestować. Siły zupełnie ją opuściły.
Vision otarł jej łzy, przykrył znów kołdrą, pocałował ją jeszcze w czoło i wstał. Jego ciemny sweter ginął w ciemności, gdy ruszał do drzwi. Ale Wanda nie chciała... Nie chciała zostać całkiem sama...
- Nie idź – szepnęła tak cicho, że ledwie sama się słyszała, ale starczyło. – Zostań ze mną.
- Chcesz, bym ci towarzyszył póki nie zaśniesz? – spytał niewinnie, jak to on. Wszelkie podteksty były na nim stracone. Ale Wanda nie umiałaby teraz nic powiedzieć bezpośrednio. Bezpośredniość była cechą Silvera.
Chodź, siostrzyczko, no, chodź się przytul; chyba że wolisz od razu do łóżka?
Wanda parsknęła płaczliwym śmiechem. Vision chyba jednak odebrał to jako szloch, bo przysiadł na brzegu łóżka i znów troskliwie otarł jej policzki. Zaskomlała jak szczenię na falę wspomnień, które ten gest w niej obudził. Zupełnie bezwiednie wyciągnęła ręce, tak samo jak wtedy, gdy miała dziesięć, dwanaście, czternaście lat. Gdy Silver był zaraz obok.
Vision przygarnął ją do piersi. Wczepiła się w jego sweter, wciągnęła w nozdrza jego zapach, którego przecież powinien nie mieć. Chciała znów posmakować jego ust bez smaku. Chciała, by ktoś ją trzymał i kochał, i nie puszczał. Chciała choć na moment uwolnić się od koszmaru.
Jeśli Vision był zaskoczony, gdy zaczęła go rozbierać, nie okazał tego. Pod swetrem i koszulą nie miał już na sobie zielonkawego stroju, który sam sobie stworzył – jedynie nagą, czerwoną skórę. Zaczęła się bezwiednie zastanawiać, jak wiele wiedział o męskim ciele i jak wiernie potrafił je odtworzyć... Ale nie dostała okazji się dowiedzieć. Vision schwycił ją za włosy i pociągnął jej głowę do tyłu, by ułatwić sobie dostęp do jej szyi. Jego pieszczoty były niepewne, naiwne, nieco zbyt delikatne jak na jej gust, ale ledwie powstrzymywana brutalność, z jaką się do niej niecierpliwie dobierał, była wystarczająca, by niebawem brakło jej tchu, a jej paznokcie zdrapywały pojedyncze czerwone łuski z jego ramion. Wyglądały prawie jak krew.
Zerwał z niej ubrania niemalże siłą, a ona w odpowiedzi sięgnęła w dół. To był odruch – a Vision był w tej chwili tak ludzki, że zbyt późno zrozumiała swój błąd. Palcami zdołała wyczuć akurat jego na nowo tworzącą się główkę – cząsteczki ciała ocierały jej się o palce, układając się w tak znajomy jej kształt. Powieki rozwarły jej się z zaskoczenia, ale Vision, choć patrzył wprost na nią, nie dał po sobie poznać żadnej konsternacji. Opanowała się więc i ujęła jego męskość, najpierw delikatnie, potem coraz mocniej pieszcząc go, póki nie rozwarł warg w głębszym oddechu; wtedy ucałowała go w usta i przesunęła jego dłoń niżej, do swojego łona. Od tej chwili jakby coś w nim puściło. Jego ruchy, choć wciąż niewyrobione, były tak zapalczywe, że już wkrótce wiła się pod nim, niemo błagając o więcej. Za każdym razem, gdy przymknęła powieki, widziała błękitne tęczówki swojego brata, i jakby wciąż nie mogła opuścić świata wspomnień, mimo że Vision nie miał przecież nic z nim wspólnego.
- Proszę, powiedz mi, czego chcesz – szepnął Vision spokojnie, tym jednym zdaniem wyrywając ją z przeszłości. Silver nigdy jej o to nie pytał. Zawsze wiedział sam, instynktownie, lub może robił to, co jemu się podobało i jakimś trafem było to to samo, co i ona lubiła. Vision jednak nie miał z nią takiego rezonansu i patrzył na nią wyczekująco, a ona za żadne skarby nie potrafiła mu odpowiedzieć. Nigdy by jej to nie przeszło przez gardło. Już wystarczająco czuła się tak, jakby zdradzała teraz pamięć brata. Chciała tylko zaznać spokoju. Chciała choć na moment uwolnić się od koszmaru. Chciała choć raz się w czymś zapomnieć.
Vision przytaknął, ale nim to zarejestrowała, już ją całował, już rozwierał jej wciąż opierające się nogi, już układał się przy jej wejściu i... Z trudem stłumiła okrzyk, przyciskając sobie dłonie do ust. Był tak duży i minęło tak długo... Vision jednak uniósł się nad nią na łokciu i spojrzał na nią z czymś w rodzaju wyrzutu z domieszką zatroskania.
- Nie musisz się powstrzymywać – rzekł. – Jesteśmy całkiem sami. – A gdy nie mogła zdobyć się na odjęcie dłoni od ust, sam je zabrał i przycisnął do poduszki nad jej głową. Zaplótł palce między jej i ruszył, powoli, a ona piszczała i wiła się, próbując znaleźć jakikolwiek sposób, by go w sobie zmieścić, ale bezskutecznie. Vision przyspieszył, sapnął, jakby dopiero teraz zaczął ją czuć wokół siebie lub po prostu uważał, że tak należy zrobić; Wanda nie mogła już tego znieść. Nie było to doskonałe i wiedziała, że nigdy nie będzie, ale męskość Visiona dotykała takich miejsc wewnątrz niej, których jeszcze nigdy dotychczas nie czuła. Vision przyspieszył jeszcze bardziej, jego ruchy stawały się jakby bardziej erratyczne i desperackie, i Wanda zaczynała naprawdę wierzyć, że jest dla niego dobra – i to popchnęło i ją. Za pierwszym razem spełnienie przyszło tak nagle, że ledwo je zarejestrowała. Rozbiegane myśli błądziły jej gdzieś między przyjemnością przerywaną okazyjnym bólem a uczuciem jego ciężkiego chłodnego ciała i odgłosem jego cichych sapnięć, które wyrzucał jej prosto w usta, przyciskając głowę do jej czoła, a jego kryształ niemalże wbijał jej się w czaszkę. Vision jednak wciąż trzymał ją twardo za włosy, drugą ręką podtrzymując jej udo w górze, a mnogość sensacji zalewała ją coraz to nowymi falami wciąż i wciąż na nowo; tak wiele rzeczy jednocześnie domagało się jej uwagi, że Scarlet mogła jedynie wykrzykiwać wszystkie te emocje, owijając ramiona wokół szyi Visiona. On wtedy, jak na znak, schwycił ją mocniej i poderwał ich oboje w powietrze. Wbił się w nią przy tym głębiej, aż wrzasnęła z czegoś, co sama nie wiedziała, czy było bólem, czy rozkoszą, i przez chwilę nie miała pojęcia, co się dzieje, aż Vision nie przycisnął się do niej mocniej, pełniej, nie ucałował jej szyi wręcz drapieżnie i nie warknął przeciągle, docierając do najdalszych zakamarków jej ciała i umysłu... A potem opuścił się wraz z nią powoli z powrotem na łóżko. Scarlet spoczęła na chłodnej pościeli wyzuta z sił, z najwyższym trudem czepiając się resztek świadomości; Vision ułożył się obok.
- Skąd wiedziałeś, co robić? – szepnęła między sapnięciami po długiej, bardzo długiej chwili odzyskiwania kontaktu z rzeczywistością.
- Powinnaś wiedzieć – odparł Vision spokojnie. Jego dłoń delikatnie błądziła po jej brzuchu, a on przypatrywał się jej twarzy, już całkowicie opanowany, jak zawsze. – Przecież byłem systemem komputerowym pana Starka.
Parsknęła jeszcze słabym śmiechem. Gardło bolało ją od krzyków; łzy ciekły jej po skroniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz