Szybki Newsletter

SZYBKI NEWSLETTER

- nowe tytuły postów! z tagiem z fandomem, żeby nie było niespodzianek, jako że mi się tych fandomów narobiło a narobiło
- na samym dole strony jest lista tagów, a nad nią dodałam wyjaśnienia do niektórych tagów, bo już mnie ludzie pytali

- jeśli ktoś chce, a np. nie może wykorzystać tego czegoś pod spodem, co się nazywa "Subskrybuj" (bo byli ludzie, co mieli z tym problemy), to zostało mi jeszcze 9 miejsc dla powiadomień na e-maila (czyli podajecie mi maila, ja go tu wpisuję, i każda opublikowana notka będzie wam wysyłana... no. Ma to sens?)

wtorek, 31 sierpnia 2010

Stare ale jare #10: Pamiętać... (Kabuto x Shiro + Sasuke x Shiro)

Krótka notka tytułem wstępu, czyli dlaczego wybrałam to opowiadanie.

Opowiadanie samo w sobie nie jest czymś nadzwyczajnym - mam na myśli styl i ogólny sposób napisania. Jest tu tylko dla koncepcji, która jest genialna. Opowiadanie w drugiej osobie, podciągnięte pod Obławę IV autorstwa Jacka Kaczmarskiego, a w dodatku te powtarzające się pojedyncze zdania, jak to "Nie pamiętasz...?/Pamiętasz...?" I to jedyne zdanie napisane narracją bezpośrednią... *.*

Wiecie, czasem zdarza mi się napisać coś tak genialnego, że zadziwiam sama siebie.


Pamiętać...


Mdławy niewoli zapach nozdrza łechce...
Nie pamiętasz...?
Płakałaś. A ty podszedłeś do niej powoli. Położyłeś jej dłoń na ramieniu. Pocałowałeś w czoło. Powiedziałeś, że będzie dobrze.
Trzasnęłaś go w twarz. Krzyknęłaś, żeby się odsunął. Że nie chcesz go widzieć. Że on i ten wężowaty dupek mogliby wreszcie dać ci święty spokój.
Ciebie to wściekło. Bo niby jak inaczej? Zapytałeś z wrzaskiem, jakim prawem ona, zwykła dziwka, obraża lorda Orochimaru. Jak śmie?
Krzyknęłaś, żeby się zamknął. Nie chciałaś, żeby tak na ciebie mówił, zwłaszcza on. Dlaczego dla każdego byłaś dziwką? Suką? Kurwą?
Zauważyłeś, że ona znów się załamuje. I zdałeś sobie sprawę, że to twoja wina. Że to ty właśnie zdrapałeś strup na ranie jej duszy. Że to przez ciebie krew znów ją zalała. Że to przez ciebie cierpi. Przez chwilę chciałeś przeprosić. W końcu była z twojej wioski, była twoją towarzyszką, jakbyś nie patrzył. I wtedy coś do ciebie dotarło. Że mimo iż ona wciąż was zostawia, mimo iż nienawidzi ciebie i Orochimaru, mimo iż dopuściła się zdrady i teraz miała ponieść karę... To wciąż ma na dłoni opaskę Oto-Gakure. Nie zdjęła jej ani nie przekreśliła, a to oznacza, że wciąż jest z twojej wioski. I że należy się jej jakiś szacunek.
Zapytała, co ci odpieprza. Zdziwiłeś się, widząc jej błękitne tęczówki, zanim zamknęła oczy. Prychnęła. Zaczęła mówić, ale jej głos był przesycony takim jakby... żalem. Bólem. I goryczą.
Powiedziałaś, że oni nigdy tego nie zrozumieją. Że miałaś nadzieję, że chociaż on, ale też nie. Bo nawet jeśli tobie należy się szacunek, jak już on zdążył się domyśleć, to nigdy już go mieć nie będziesz. Zwłaszcza od kiedy wszyscy ninja Oto dowiedzieli się, co robił ci Orochimaru. I dlatego wiecznie będziesz już dziwką, przynajmniej dla tej wioski. Powiedziałaś, że żałujesz. Żałujesz, że całe Oto, które przecież było przez siedem lat twoim domem, tak cię potraktowało. A mogłaś zostać w lesie. Ale ty i twoja rodzina popełniliście niewybaczalny błąd. Ostatecznie mogłaś zamieszkać w Konoha-Gakure. Tam przynajmniej obdarzano cię tym szacunkiem, o którym on dopiero pomyślał. Tam zaakceptowano cię niemal od razu i mimo tego, co zrobiłaś, wciąż cię tam akceptują. Bo przecież każdy popełnia błędy. Ale musi ponieść ich konsekwencje.
Patrzyłeś na nią zdziwiony. Dlaczego nagle ci to mówi? Jaki ma cel? Chce się wydostać? Przecież wie, że to niemożliwe, sama kilka razy zamknęła kogoś w tej celi. Zmarszczyłeś brwi. Mimo wszystko nie powinieneś tracić czujności.
Ale ty się tym w ogóle nie przejęłaś. Mówiłaś dalej. Zapytałaś, czy wie, dlaczego odeszłaś od nich po tamtej zbrodni. Przecież – według nich – byli twoim jedynym ratunkiem, ostoją wręcz. Ale wiedziałaś, że cię wykorzystują. Gdyby chociaż Czwórka Dźwięku przez ten czas traktowała cię inaczej. Nie tak jak zawsze, nie tak jak dziwkę... Jak człowieka. Ale oni już chyba nie potrafili, przyzwyczaili się, że jesteś suką, zerżniętą przez Orochimaru. I że tak powinni cię traktować. A ty wiedziałaś, że jeśli wrócisz z nimi do Oto, nic się nie zmieni. Bo oni tylko nie chcieli mieć twojej siły przeciwko sobie. A i tak się nie udało. Gdy jeszcze do tego te dwa czy trzy miesiące później pokrzyżowałaś Orochimaru plany, musiał cię ukarać. Jakbyś była niegrzecznym dzieckiem.
Rozszerzyłeś bardziej powieki. Nie miałeś pojęcia, dlaczego ona się tu znalazła. Miałeś po prostu jej pilnować. Ale jeśli to jej wina... To wszystko jasne. Wiedziałeś już, dlaczego Orochimaru był tak wściekły ostatnimi czasy.
Powiedziałeś, że on i tak osiągnie swój cel.
Odparłaś, że nie, że to i tak się nie uda, choć plan był zaiste bardzo i owszem. Taki bardzo w stylu Oro. Tylko że zazwyczaj jego plany opierają się na manipulacji ludzkimi umysłami, a to nie za każdym razem może się udać. Zapytałaś go drwiąco, czy to prawda. Zwróciłaś się do niego po imieniu.
Krzyknąłeś, że jeśli tak ma zamiar się zachowywać, to rzeczywiście nie należy jej się w Oto żaden szacunek.
Powiedziałaś spokojnie, że zachowujesz się tak, bo tego szacunku nie masz. I koło się zamyka. Ale tobie to nie przeszkadza. Nie potrzebujesz już Oto.
Zerwałaś blaszkę Dźwięku z opaski na swojej dłoni i rzuciłaś o ścianę. Pękła. Dwie połówki opadły z brzękiem na ziemię.
Złapałeś ją za szczękę, podniosłeś i warknąłeś jej prosto w twarz, że w takim razie nie masz już żadnych oporów. Jęknęła. Rzuciłeś nią o ścianę, uderzyła w nią. Ostry kamień rozciął jej policzek. Przygwoździłeś jej nadgarstki do skalnej powierzchni, unosząc je w górę i łapiąc jedną ręką. Drugą przejechałeś po jej brzuchu, talii i krzyżu. Wsunąłeś ją za biały pasek.
Czułaś zimne palce na swojej skórze. Jego dłoń opadła na twoje pośladki, zaczęłaś się wić, próbując się uwolnić. Ale był za silny. Poprosiłaś płaczliwie, żeby przestał. Zignorował cię, skupiał się tylko na sobie. Szara powierzchnia kamienia majaczyła ci przed oczami, potem skąpała się w twoich łzach. On rozpiął twoje spodenki i zsunął je na uda. Zatrzymały się na nogawkach. Pociągnął do siebie twoje biodra, ułatwiając sobie dostęp. Rozszerzył nieco twoje nogi. I wepchnął w ciebie od razu dwa palce.
Słyszałeś swoje imię wykrzyczane jej ustami. Brzęczało ci w uszach, razem z podnieceniem powodując pulsowanie wewnątrz głowy. Jej wypięte w twoją stronę pośladki wydawały się zapraszające, choć wiedziałeś, że ona tego nie chce.
Kto by się tam nią przejmował. W końcu to dziwka.

Nie ufam wam, ale i nie chcę zaufania...
Nie pamiętasz...?
Czułaś jego parszywie zimne palce zatapiające się raz po raz w twoim wnętrzu. Czułaś ból. Znów. I znów upokorzenie. I płacz. I krzyk. Jęki.
Wspomnienia nagle zaczęły do ciebie powracać. Tak nagle. Tak brutalnie. Tak boleśnie.
Krzyknęłaś. I znów. Jego palce powodowały ból, ale to nie dlatego. To te wspomnienia. To one sprawiały, że krzyczałaś. Cierpiałaś.
A ty? Czułeś się coraz bardziej podniecony. Podobał ci się jej ból. Podobała ci się władza, jaką otrzymałeś. Dominacja. Jej krzyk. I błagania, byś przestał.
Nie przestałeś. Straciłeś nad sobą kontrolę. Wyjąłeś palce.
Odetchnęłaś, rozkoszując się tą chwilą spokoju. Wiedziałaś, że zaraz będzie gorzej. Oni wszyscy są tacy sami.
Pchnąłeś ją mocno. Brutalnie. Tak perfidnie brutalnie. I rozkoszowałeś się jej krzykiem. Jej bólem. I cierpieniem.
Nie jesteś człowiekiem.
Przytuliłaś policzek do kamiennej ściany. Próbowałaś znaleźć w jej szorstkiej powierzchni jakiekolwiek oparcie. Pocieszenie. Ale nie byłaś zdziwiona, gdy się nie udało. Pchnął drugi raz. I trzeci. Przyspieszył.
Twój krzyk, żeby przestał, przeciął desperacko powietrze. Ale on cię nie słuchał. Był zasłuchany tylko w podniecone i podniecające pulsowanie wewnątrz mózgu, rozchodzące się na całe ciało. Słyszałaś jego rozkoszne jęki. Wiedziałaś, co czuje. Tobie też czasem zdarzało się to czuć. Ale nie z nim. Nie teraz. Nie przez ten brutalny ból.
Wygiąłeś ciało w łuk, czując, jak coś wewnątrz ciebie się unosi. Chwila napięcia na szczycie. I już z górki. Puściłeś jej ręce i biodra. Zapinając rozporek patrzyłeś, jak opada na ziemię. Zwinęła się w kulkę z płaczliwym jęknięciem. Wyszedłeś. Skrzywdziłeś ją. Wiedziałeś o tym. I wyszedłeś bez słowa.
Nie jesteś człowiekiem.
Ból powoli słabł, ale nie chciałaś się ruszać. Leżąc, zaczęłaś budować wokół siebie mentalną skorupę. Żeby tylko się odgrodzić. Uciec stąd. Uciec od świata zewnętrznego. Jakby z daleka usłyszałaś odgłosy walki na korytarzu. Jakieś krzyki. Zacisnęłaś oczy. Skorupa już za chwilę się zamknie. Już za chwilę nie będziesz musiała nic słyszeć. Pójdziesz gdzieś i nie wrócisz. Nie chciałaś wracać. Chciałaś się zamknąć w sobie i nic już nie czuć. Nie czuć bólu. Nie czuć krwi. Nie czuć siebie.
Nie pamiętać.
Zapomnieć.
Ale skorupa nie zdołała się zamknąć. Jakby jakieś niewidzialne ręce ją powstrzymały. Inny umysł pojawił się w pokoju. Zbliżył się.
Znów jęknęłaś. Żeby cię zostawił. Żeby odszedł. Pozwolił odejść tobie.
Odparł, że nie pozwoli ci na to. Że nie może.
Czas jakby stanął. Jakby wszystko się zatrzymało. Zamilkło. Zniknęło. Łzy przestały płynąć. Jakby coś je zmroziło na twoich policzkach. Nie czułaś nic. Nie czułaś bólu. Nie czułaś krwi. Nie czułaś siebie. Tylko słyszałaś gdzieś głęboko odbijające się echem słowa, wypowiedziane ciepłym głosem tej osoby. Chłopaka.
Szepnęłaś cichutko jego imię.
Podniósł cię. Delikatnie. Tak znajomo delikatnie.
Powtórzyłaś jego imię. Poczułaś jego ciepło i ramiona obejmujące twoje zmarznięte ciało. Wargi na czole.
- Już będzie dobrze... - szepnął.

Las jest nasz i łąki też są nasze...
Pamiętasz...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz